Strona:PL Sue - Czarny miesiąc.djvu/226

Ta strona została przepisana.

trzebę i pragnienie spokojnego życia w odosobnieniu: była to szczególna ironja Przeznaczenia, które zsyłało mu zbawienne myśli, ale... w chwili, gdy wykonanie ich była już niepodobieństwem.
Po powrocie z owej uczty, markiz nie wiedział, czy ma odczytać żonie ów list, pisany przed pojedynkiem. — A może, dowiedziawszy się, jak gorąco jest kochaną, młoda markiza uczułaby wyrzuty sumienia i szczery żal — z drugiej strony atoli — jakież mógł dać jej wyobrażenie o władzy, jaką miał wciąż nad nią, mamo tak sromotnego postępowania.
Niepewność ta przyszła do głowy markizowi, więc przez chwilę się wahał — w końcu postanowił uzależnić swe postępowanie od wrażenia, jakie na markizie zrobi dowiedzenie się, że mąż wie już o jej miłostkach. Jak bowiem już zaznaczyliśmy, zgoła nie domyślała się zdrady swej pokojówki; hiszpańsko-amerykańska arystokratka, przyzwyczajona do brutalnego i nietaktownego traktowania służby, nigdy dotąd nie pomyślała, do czego może prowadzić pomiatanie swymi zaufanymi.
Mimo olbrzymiego doświadczenia życiowego, mimo świetnej znajomości kobiet wszelkich gatunków, pan de Beauregard dotąd nie pojmował, czemu ma przypisać złe prowadzenie się markizy — była przecież tak młoda, miała twarzyczkę tak słodką — udawała się być tak cnotliwą, tak czystą — wychowana była w zasadach tak surowych, pozornie przynajmniej, że markiz aż do ostatniej chwili nigdy nie przypuszczał, by była zdolna do takiej zręczności i przeniewierstwa.
Nadmieńmy też odrazu, że duma markiza oburzała się na samą myśl, nie, że został zdradzony, ale że został zdradzony, jak pierwszy lepszy z tych rogatych małżonków, z których zawsze tak szydził. Wyszukiwał jakichś nadzwyczajnych przyczyn, tajemniczych powodów, które pchnęły jego żonę w objęcia tak marnej figury, jak powiernik pana Roupi-Gobellon‘a; by złe jej prowadzenie