Wagw, ów wielki kundel kudłaty, również zerwał się za swym panem.
— Co, czy masz zamiar szukać Ewina? — spytała mamka.
Mąż, zamiast odpowiedzieć, schylił głowę, założył ręce z tyłu i począł spiesznie przechadzać się po kuchni w głębokiej zadumie.
Wagw chodził za nim, jakby szykując się do jakiejś ważnej roboty.
— Boże, miej nas w swojej opiece! Wszyscy święci! — wołała Anna-Joanna z coraz większą rozpaczą, — znając znaczenie każdego ruchu swego małżonka. — Widzę już zagasiłeś fajkę i przechadzasz się wielkim krokiem — znaczy, że mojemu mab-meibrin‘owi grozi niebezpieczeństwo!...
— Burza rzeczywiście straszna, a on namorzu... z Mor-Naderem! — odpowiedział stary bretończyk — posępnie.
— Jezus, Marja, Józef! Zlitujcie się nad tym, którego wykarmiłam, jak własne dziecię! — jęknęła Anna-Joanna, padając na kolana.
Les-en-Goch zdjął kapelusz, który już nałożył, ukląkł obok żony, ucałował relikwje, które nosił na szyi i począł cicho i żarliwie się modlić, zaledwie poruszając wargami.
Czyż nie jest to naprawdę wyruszające, w naszym zepsutym wieku, w roku 1838, widzieć dwoje sług wiernych, modlących się z czystego, szczerego serca, za swego pana?
Les-en-Goch uczynił ślub Najświętszej Marji Pannie i św. Brygidzie, patronce ziemi bretońskiej, prosząc je o ratunek dla Ewina de Ker-Elliot, który przecież jest baronem jenego z najstarszych zamków poświęconej im ziemi.
Wreszcie bretończyk podniósł się pierwszy, pewny siebie, bo ufał w skuteczność swojej modlitwy. Zaczął chodzić na nowo, od czasu do czasu przysłuchując się burzy, która ryczała z coraz większą wściekłością.
Strona:PL Sue - Czarny miesiąc.djvu/23
Ta strona została przepisana.