Markiz uczuł się jakby znieważony.
— Jakto... a zatem, pani, moje gorszące postępowanie pozostało zgoła bez wpływu na twoje... nie stało się powodem?...
— Ależ w najmniejszym stopniu!
— A więc... dobrowolnie... przed wpływem wrodzonych zepsutych skłonności... idąc zła własnym popędem, aż tak upadłaś?...
— Nie mam zamiaru bronić się kłamstwem... ani wogóle się bronić.
— To nawet szlachetnie... dziwne przy tatkiem zepsuciu... Ale może miałaś, pani, jakieś poważne powody... których wyjaśnienia lękasz się... lub wstydzisz... może uważałaś mnie za niegodnego twej miłości... może chciałaś mi się odpłacić za moje wiarołomstwo... może chciałaś mnie upokorzyć... może wreszcie chciałaś wziąść mnie na jakąś próbę... Bo nie chcę nawet wierzyć, abyś była istotą bez poczucia... bez śladu wstydu i godności kobiecej.
— Każdy szafuje swoją godnością, jak mu najwygodniej.
— Ależ pomyśl, pani, jak świat będzie cię teraz traktował!
— Tak samo, jak pan, proszę pana... pan mnie opuści i świat odwróci się ode mnie, póki o wszystkiam nie zapomni.
— Więc chyba nigdy mnie nie kochałaś?... — zawołał markiz z boleścią, nie wiedząc już, co ma sądzić.
Dolores umilkła.
— Dlaczegóż więc z taką radością przyjęłaś moje oświadczyny?
— Zachciało mi się mieszkać w Paryżu... dostać się do wielkiego świata starej Europy i... zapomniałam o różnicy wieku.
Teraz dopiero pan de Beauregand zrozumiał całą tajemnicę.
Przy całem swem doświadczeniu, nigdy dotąd nie przy-
Strona:PL Sue - Czarny miesiąc.djvu/232
Ta strona została przepisana.