owej uczcie u markiza. Ponieważ pan de Montal, również zaproszony, doniósł kuzynowi, że nie ma czasu złożyć wizytę bankierowi, Ewin musiał udać się doń sam.
Pod wpływem nieco parafjańskiej obawy, aby się nie spóźnić, pan de Ker-Elliot przybył właśnie zawcześnie.
Służący, który dopiero zrzucał dziwacznie wygalonowaną liberję, alby się przebrać w inną, wprowadził barona do salonu, prosząc go, alby poczekał chwilkę na panią Heloizę Dunoyer, przyczem nienajgrzeczniej mruczał, że zapewne panu baronowi musiał się śpieszyć zegarek, że musiał zerwać się bardzo wcześnie, że tak wcześnie goście nigdy się nie zjawiają i t. d. — wreszcie poszedł po długi kij, służący do zapalania świec w kandelabrach i leniwie począł oświetlać obszerne salony.
Po chwili Ewin znalazł się sam.
Dla uczynienia sceny, jaka nastąpiła, zrozumiałą, trzeba słów kilka powiedzieć o rozkładzie pokojów w ogromnem, zajmującem całe piętro, mieszkaniu bankiera.
Nawprost kominka, na którym lśniło wielkie zwierciadło, znajdowały się drzwi, prowadzące do bibljoteki pana Dunoyer — w miejscu tem świeciła tylko jedna lampa i było dość ciemno, mimo, że reszta salonu jaśniała blaskiem świec.
Ewin, stojąc przed kominem., patrzył machinalnie w zwierciadło — jakże zadziwił się, gdy nagle ujrzał w niem... postać, zupełnie podobną do tajemniczego obrazu w Treff-Hartlog!... Czyżby nawiedzały go jakieś halucynacje?...
Lecz twarz, marmurowo biała rysowała się w tem, lustrze zupełnie wyraźnie i tak samo, jak na owym portrecie, rysowała się wyraziście na tle ciemnego tła...
Była to twarz o owalnym, regularnym kształcie; nos prosty i cienki, oczy wielkie, czarne, ocienione długiem! rzęsami — zupełnie, jak na portrecie w dalekim zamku!
Niepojęte podobieństwo!...
Jakże mamy sobie wytłumaczyć ten nowy rzekomy cud?
Strona:PL Sue - Czarny miesiąc.djvu/236
Ta strona została przepisana.