Strona:PL Sue - Czarny miesiąc.djvu/244

Ta strona została przepisana.

— No, dosyć, Teraso, piersi cię zabolą! Dosyć już, dosyć, moja droga!
Ewin nie posiadał się z zachwytu; czarował go zwłaszcza głos głęboki, melodyjny; zdawało mu się, że zawsze tak właśnie wyobrażał sobie głos swej wyśnionej ukochanej.
Kilkakrotnie łzy nabiegały mu do oczu, szczęściem, nikt nie spostrzegł tego rozczulenia, które możeby i śmiech wywołało.
Potem odegrano kilka partyj wista; de Montal i przy karcianym stoliku był duszą towarzystwa.
Ewin skorzystał z chwili, gdy cały salon pochłonięty był grą i cichaczem wyniósł się z domu bankiera, pożegnawszy się jedynie z gospodarzami, z Teresą i z panem de Montal.
Powrócił do swego hotelu w stanie wprost szaleństwo przypominającym.
Już to pogrążał się w nierozsądnej, uczciwej radości, na myśl, że jego miłosna tęsknota była jednak pewnem przeczuciem i że kobieta, którą sobie wymarzył, która może go uszczęśliwi, istnieje. To, znów, przeciwnie, wpadał w smutek, do rozpaczy dochodzący; przecież niepodobna, by Teresa go pokochała; pierwsze wrażanie, jakie na niej zrobił, nie musi być bardzo korzystne. Jakże zazdrościł kuzynowi jego ogłady!
Powtarzamy, że wystarczyło, by Ewin ujrzał pannę Dunoyer, a już odrazu był przekonamy, że posiada nietylko powierzchowność, ale i wszystkie przymioty. Zdawało mu się, że zna, ją jakby oddawna i że ujrzenie jej podnosi jedynie miłość jego wyżej, aż do szału. Nazajutrz już chciał iść do bankiera, ale wrodzona nieśmiałość stanęła mu na przeszkodzie; lękając się, aby nie zrobić śmiesznego wrażenia, postanowił zaczekać z nową wizytą do czasu, gdy opanuje wzruszenie.
Lecz daremne chęci; namiętność Ewina rosła z dniem każdym. Było to to samo gwałtowne uniesienie, które mio-