Strona:PL Sue - Czarny miesiąc.djvu/247

Ta strona została przepisana.

— Tak... ale, proszę cię, nie śmiej się... bo to romans niedorzeczny, ale równie bolesny, jak niemądry... Zakochałem się w obrazie, jak szaleniec... jak szaleniec prawdziwy... Moje urojenie przybrało tak ostre formy, że stary mój nauczyciel, ksiądz de Keronëllen, poradził mi, abym na pewien czas opuścił Bretanję... przybyłem do Paryża, aby się rozerwać... i, istotnie, urojenie moje poczynało już znikać, gdy...
Pan de Montal nie śmiał się; mimo swej światowej ogłady i światowego szyderstwa i on zachował duszę bretończyka.
— No, mów, mów... to opowiadanie naprawdę mnie zajmuje...
Pan de Ker-Elliot przetarł ręką pałające czoło i ciągnął stłumionym głosem:
— ...Poczynało już znikać... gdy... ujrzałem pannę Teresę Dunoyer...
— I?...
— I ujrzałem, że jest... zupełnie podobna do owego portretu...
I Ewin z boleścią spojrzał na swego kuzyna, równie wstrząśniętego.
Czytelnicy przypominają sobie zapewne, że i pan de Montal posiadał portret prababki, która podobno wniosła nieszczęście pad dach jego rodu i o której najdziwaczniejsze powieści poczynały już krążyć w starej, przesądnej Bretanji.
W pierwszej chwili nie zaniepokoił się nawet na myśl, że miłość Ewina może stanąć na drodze jego planom, mimowoli zadrżał na myśl o „nłym duchu rodu Ker-Elliot“... Wreszcie jednak opanował się, nie zdradził się, ani z lękiem, ani z zakłopotaniem i odpowiedział z uśmiechem:
— Rozumiem....albo raczej zgaduję: zakochałeś się w pannie Dunoyer. I czyżby, mój drogi, jedynie z powodu owego nadzwyczajnego podobieństwa, do owego portretu,