Strona:PL Sue - Czarny miesiąc.djvu/251

Ta strona została przepisana.

Ewin w wylewie rozczulenia. — Ha, daj Boże, teraz mój los się rozstrzygnie!... Niestety, szczęście na tyle mi nie sprzyja, aby mi się powiodło! Skądbym miał tyle szczęścia?
— Ależ mój drogi, nie trzeba odrazu upadać na duchu. Prawda, że nie mogę ci powiedzieć: bądź pewny! — chociaż masz za sobą urodzenie, majątek, wybitne przymioty — ale z drugiej strony, pan Dunoyer, bogacz, może już uplanował jakiś los dla swej córki. Oblicz sam, ile masz plusów za sobą, a ile minusów przeciw — a napewno okaże się, że wypadnie ich równa liczba, dlatego też trudno przewidzieć rezultat... Pozwól mi tylko zwrócić sobie jeszcze jedną uwagę... w równie ważnej dla panny Dunoyer, jak i dla ciebie kwestji.
— Co chcesz powiedzieć?
— Za trudno sobie wyobrazić równie delikatną misję, jak ta, którą mi powierzasz.
— Oczywiście!
— No i dlatego, gdyby starania nasze nie osiągnęły skutku, byłoby równie dla panny, jak i dla ciebie, rzeczą nieprzyjemną, gdyby cała sprawa zawczasu nabrała rozgłosu; świat jest złośliwy i...
Tu Ewin przerwał panu de Montal:
— Ależ bądź spokojny, mój drogi, nikt, prócz ciebie, nie wie o moim zamiarze; nawet przed księdzem de Keronëllen przemilczę o nim... Ślub nasz odbyłby się chyba w Paryżu...
— Ach, skoro tak, to co innego... Pan Dunoyer przejawia wielką skrupulatność w interesach, więc może będzie chciał przed ostateczną decyzją i zasięgnąć o tobie informacyj z Bretanji... wobec tego cała sprawa może wiedz zwłoce.
— I to prawda.
— A więc, czy ci starczy cierpliwości, by nie udawać się samemu do państwa Dunoyer... no, bo w takim razie,