Pan de Ker-Eliot powrócił do hotelu, znacznie spokojniejszy. Rozmowa z panem de Montal miało przyniosła mu nadziei, jednakże nie wyrzekł się tak dla siebie drogiego zamiaru.
Zaledwie przekroczył próg hallu, jeden z garsonów podbiegł ku niemu:
— Jaśnie oświecony panie baronie, jakiś poważmy pan czeka na jaśnie oświecanego... i t. d. pytał mnie, o której jaśnie... i t.d. powraca do domu więc mu powiedziałem, że o piątej, więc powiedział, że poczeka i siedzi tam, w salonie...
Ewin, zdziwiony mocno, bo oprócz panów de Montal, Dunoyer‘a i nieobecnego już w mieście markiza de Beauregard, nikogo właściwie w Paryżu nie znał, wszedł do salonu i, jakież było jego zdziwienie, na widok... bankiera.
Chociaż Ewin był z ojcem Teresy w stosunkach bardzo przyjaznych i lubił go, wizyta ta zdziwiła go — przypadnięcie zaś jej jednocześnie z rozmową jego z hrabią de Montal, wydało mu się jakąś nową fatalnością...
— Wybacz pan, że pozwoliłem sobie na pana poczekać i fatygować pana.. — mówił z uprzedzającą grzecznością bankier — mam atoli bardzo ważny interes i nie chciałbym go odkładać do jutra.
Strona:PL Sue - Czarny miesiąc.djvu/255
Ta strona została przepisana.
III.
PROPOZYCJE.