— Ależ jestem na usługi pańskie, żałuję tylko, że muszę pana fatygować wysoko po schodach, bo mieszkam bardzo skromnie i prawie, że ma facjacie — mówił Ewin z uśmiechem.
— No, niech się pan nie krępuje — na wojnie i w podróży furda apartamenty!
Wszedłszy wreszcie do „facjatki“ Ewina, pan Dunoyer zaczął wesoło i serdecznie.
— Przychodzę do ciebie mój kochany klijencie z propozycją wielkiego zarobku!
— Jakto, panie? — zdziwił się Ewin.
— A, bardzo prosto — masz pan u mnie w depozycie sto trzydzieści tysięcy franków... Sześć i pół tysiąca luidorów... ładna suma... na 5% — z tego pięćdziesiąt tysięcy franków winien jestem ci wypłacić za dwa tygodnie, resztę zaś sumy w czterech równych ratach w dwa miesiące.
— Tak, szanowny panie, ale tak jestem zadowolony z pańskiej akuratności i nabrałem takiej opinii o pana interesie, że już palna prosiłem, a,byś zatrzymał jeszcze moje fundusze na tych samych warunkach — conajwyżej po pewnym czasie podejmę znaczną ich część, zastanawiam się bowiem nad kupnem przyległego majątku.
— No, to tembardziej pozwól pan przedłożyć sobie życzliwą propozycję. Zemia, jaką nabędziesz, nie przyniesie ci więcej, niż 3½%, tymczasem, gdybyś zechciał wstąpić wraz ze mną w jedno przedsiębiorstwo, mógłbyś kapitał podwoić w ciągu lat kilku. W naszych czasach przecież uczciwe obracanie swemi kapitałami zgoła nie uwłacza czci najzamożniejszych panów, ani króla samego.
Ewin przejął po przodkach pewną niechęć do frymarku i spekulacji, zarazem jednak i on nie był wolny od żyłki awanturniczej, ryzykanckiej, właściwej bretońskiej szlachcie; dlatego też propozycja bankiera zrobiła na nim wrażenie dobre i postanowił do niej się przychylić; zresztą, w razie spółki podobnej, cały ciężar prowadzenia interesu spadłby na jednego wspólnika — bankiera.
Strona:PL Sue - Czarny miesiąc.djvu/256
Ta strona została przepisana.