resy. Nigdy nie byłem wobec córki jakimś strasznym tyranem.
— I ona zgadza się, panie?
— Ależ ręczę za jej przychylność... będzie z tobą zupełnie szczęśliwa; ręczę za to. Pojmujesz chyba, że, nie wiedząc nic o wrażaniu, jakie na tobie uczyniła i, lękając się odrzucenia, albo, że się wprost na moją propozycję obrazisz, lękałem się przystąpić wprost ad rem.
— Ale czy jesteś pan zupełnie pewny, że Teresa zgodzi się odrazu?
— Posłuchaj pan: ta dziewczyna całe życie marzy o życiu w samotności, zdaleka od świata i Paryża. Zwierzę ci się panie de Ker-Elliot, że moja starsza córka jest trochę romantyczna... czytała dużo... powiem ci nawet, że szczególnie zaciekawia ją Bretanja, a chociaż jej nigdy nie widziała.
— Co?
— Przy romantyczności, to rzecz zgoła naturalna. Cały rok okrągły wzdycha do morza, do krzaków i zarośli. — Przyznam ci się nawet, że miałem z tem kłopot... bo, mówić o krzakach i zaroślach do naszych dandysów...
— Panie — przerwał Ewin — jeżeli panna Teresa zgadza się na oddanie mi ręki...
— Ależ mówię ci, że już się zgodziła...
— ...będę ci winien więcej, niż życie... Kiedy dowiesz się o tajemnych okolicznościach, które poprzedziły moje zapoznanie się...
— Jakto?...
— Przyrzeknij pan, że zamilczysz wszystko... nie, lepiej ja powstrzymam się od uwierzeń, aż do chwili, gdy mię przedstawisz swej córce i wtedy opowiem wszystko wam obojgu i sądzę, że pańska córka oceni moją wdzięczność, za szczęście, jakie jej będę miał do zawdzięczenia... jakże jestem uradowany tem szczęściem niespodziewanem! Zresztą i ja prosiłem przed chwilą pana de Montal, aby prosił cię w mojem imieniu o rękę panny Teresy.
Strona:PL Sue - Czarny miesiąc.djvu/261
Ta strona została przepisana.