— Tereso, to byłoby niegodne z mej strony, gbybym miał sprzęgać twój los z moim. Przekleństwo ciąży na mojem życiu... i jeśli raz zdarzyło się, że zaświeciła mi iskierka szczęścia, natychmiast muszę się tego szczęścia wyrzec!
— Ach... okropne!...
I pan de Montal zalał się łzami, narówni ze spazmującą Teresą.
— Edwardzie, Edwardzie, ty mnie do szaleństwa doprowadzisz! — zawołała Teresa, dochodząc już do obłędu — twoja troskliwość o minie właśnie do ostateczności mnie przywiedzie!
— Tereso, — uspokój się... w imię Nieba, błagam cię, spokoju!...
— Dziś wieczorem opowiem wszystko ojcu! — zaczęła Teresa z wyrazem stanowczości, która aż zatrwożyła hrabiego.
— Teresa, niech Bóg broni!
— Bądź spokojny, Edwardzie — będę umiała wziąść pod uwagę twoją delikatność... Przecież sam mi mówiłeś, że nigdy nie byłeś szczęśliwszy, niż w tem ustroniu... A czy to tak wiele potrzeba, aby żyć w jakiem ustroniu na wsi żyć, nikogo nie znając?... A zatem będę ojca prosiła o tyle tylko, żeby nam na skromne życie wystarczyło... Czy to znów tak wiele? — zawołała panna Dunoyer z egzaltacją. — A przytem Edwardzie, będę pracowała, ile mi sił starczy — umiem przecież szyć, i haftować; mogę też udzielać lekcyj — to wszystko nie zapewnia oczywiście zbytku, ale może ochronić od nędzy. A i ty ze swej strony, Edwardzie, także znajdziesz jakiś sposób zarobkowania, przecież kiedyś proponowano ci wysokie stanowisko w ministerjum finansów... masz znaczne stosunki — nie lękaj się więc miłość, doda obojgu nam sił i odwagi i będziemy żyli szczęśliwi i zadowoleni!
Można sobie wyobrazić, co się działo w mózgu Mon-
Strona:PL Sue - Czarny miesiąc.djvu/273
Ta strona została przepisana.