Strona:PL Sue - Czarny miesiąc.djvu/275

Ta strona została przepisana.

Ale na co te pytania, pytam raz jeszcze i czyżby to miało jakiś związek z owem niebezpieczeństwem?
— Dowiesz się zaraz... a związek ma bardzo duży... Pan baron de Ker-Elliot, mój krewny, ma chyba z pięćdziesiąt tysięcy rocznego dochodu, wielki majątek i zamek w Bretonji i bardzo znaczne depozyty w Bretonji i tu, u twego ojca.
— I cóż Iz tego?
— Pan de Ker-Elliot... żąda twojej ręki!
— Mojej ręki?!!!
— Tak... i wczoraj zwrócił się do mnie, abym zwrócił się z pierwszemi krokami do twego ojca... w jego imieniu... Czy pojmujesz teraz całą moją rozpacz?... Wszystko stracone i nie mogę już przyjąć twojej szlachetnej ofiary!
— Ale nlie rozumiem cię — dlatego, że jakiś Ker-Elliot żąda mej ręki? Człowiek, którego prawie nie znam... jakże chwilami jesteś dziwny!... Stanowczo, przesadzasz swoją rozpacz!
— Co mówisz?
— Ależ to nie jest żadne nieszczęście!
— Jakto?
— Jeżeli tylko kochasz mnie tak, jak ja ciebie, to żadne.
— Tereso... to co mówisz...
— Muszę mówić, skoro ty milczysz! Cóżeś odpowiedział panu de Ker-Elliot?... Przecież to pomysł zupełnie śmieszny!...
— Zwrócę się do twego ojca...
— Tyś mu przyrzekł...
— Przyrzekłem... musiałem... nie mogłem odmówić, bo naraziłbym na podejrzenia... i siebie... i przedewszystkiem ciebie...
— Bardzo źle zrobiłeś... trzeba mu było powiedzieć zupełnie otwarcie: Teresa mnie kocha, ja kocham, ją nawzajem i jej ręka jest dla mnie zapewniona. W takich wypadkach najlepiej być zupełnie szczerym!