bie, chcę być tu i drwię sobie z wstydu i hańby. Pomyśl na podstawie tego, cobym ze sobą uczyniła, gdybyś nikczemnie sobie życie odebrał!
— Nikczemnie, Tereso?...
— Tak, nikczemnie... bo nikczemność jest odebrać sobie życie, ze strachu... przed... przed... majem przywiązaniem i miłością!...
Trudno oddać wyraz, z jakim Teresa wymówiła te ostatnie sława.
Pan de Montal zdołał wreszcie ochłonąć — teraz Teresa należała do niego bezpowrotnie... W najzręczniej symulowanem uniesieniu miłości, zawołał, jakby pokonany ostatniemi sławami swej ukochanej:
— A więc dobrze, Tereso... stanę się godnym twego poświęcenia... będę godnym ciebie, wzniosę się aż do wyżyn, do których tyś się wzniosła, anielska dziewico. Wyrzeknę się wszystkich moich skrupułów... jedno tylko życzenie... jeden cel będę miał przed oczyma; abym połączył się z tobą węzłem nierozerwalnym. Tak, Tereso, przysięgam ci na imię, którego nigdy nadaremnie nie wzywałem, przysięgam ci na świętą pamięć mojej matki, że będę twoim, na wieki!
— A ja! — zawołała Teresa w krańcowem uniesieniu — ja nie znam nic świętszego nad tę moją miłość... zatem na nią przysięgam, że będę twoją, będę twoją na wieki!
I młoda dziewica, z płonącym wzrokiem, z czołem, rozpromienionem radością, wyciągnęła swe ręce ku panu de Montal.
A on wzniósł oczy ku niebu i... z całą bezczelnością wymówił świętokradzkie wyrazy:
— Matko moja, matko moja! Z wysokości Niebios pobłogosław naszemu związkowi! Oto moja przyszła małżonka!
Był to chyba szczyt jego upodlenia — dopełnił go jeszcze szkaradną komedją: oto włożył na palec Teresie pierścionek, mówiąc, wśród głębokiego wzruszenia i rzęsistych łez:
Strona:PL Sue - Czarny miesiąc.djvu/278
Ta strona została przepisana.