— Tereso... w mojem ubóqstwie... tylko jeden klejnot mi pozostał, ale dla mnie nie oceniany, ten oto pierścionek dała mi matka na łożu śmierci — niech zatem ta świętość będzie zakładem naszej czystej miłości!!...
Nie potrzebujemy chyba wyjaśniać czytelnikowi, że był to ten sam pierścionek, który do, niedawna nosiła Julja...
— Ach, jakże mnie kochasz! — zawołała Teresa, — całując pierścionek aktorki i zalewając się łzami. — Edwardzie, Edwardzie, wobec Boga, wobec cieniów twojej matki, przysięgam ci, że zostanę twoją żoną... że wszelkim przeszkodom się oprę!
W tejże chwili w bramie domu rozległ się turkot powozu.
— Mój ojciec! — zawołała Teresa z przestrachem — może już po mnie przyśle?
— Prędzej, prędzej.... zejdź prędzej, Tereso — porwał się pan de Montal. — No, ale cóż ostatecznie zadecydujemy?... Trzeba się spieszyć...
— Że jestem twoją i będę bez względu na cokolwiek — oto moja decyzja.
— A ja jestem twoim, Tereso, twoim na wieki; zostaw mi tylko kilka dni czasu do dokładnego obmyślenia, co właściwie mamy robić... a tymczasem, nie mów nic ojcu.
— We wszystkiem jestem ci posłuszną, Edwardzie, jakbym już była twoją żoną.
Nagle hrabia jakby sobie coś jeszcze przypomniał.
— Ach, Tereso... jutro, jeżeli tylko będziesz mogła, bądź tu o trzeciej znowu... będę na cię specjalnie czekał. Rozmyśliłem się: przypomniałem sobie jedną rzecz i już jutro będę ci mógł wyłożyć moje plany... A więc przyjdziesz napewno, drogi aniele?
— Czy przyjdę Edwardzie?... Teraz mogę już przychodzić bez żadnego wstydu, bez trwogi, bez niepokoju... mam do tego prawo... mówiła młoda dziewica, pokazując panu de Montal pierścionek jego matki, który ucałowała z szacunkiem.
Strona:PL Sue - Czarny miesiąc.djvu/279
Ta strona została przepisana.