Strona:PL Sue - Czarny miesiąc.djvu/284

Ta strona została przepisana.

jej bardziej ich w pierwszej chwili zdziwiło, niż nawet rozgniewało.
Pierwsza rzuciła się Helvira.
— Spójrz, Achillesie, spójrz — oto nowa próbka wdzięczności tej dziewczyny! Ani słowa, ani uśmiechu — nawet głową kiwnąć nie raczy!... Mówiłam ci odrazu, że to szczęście, na które taka, jak ona zupełnie nie zasługuje. A może też jaśnie panience zachciało się awansować na księżnę... a może też wstydzi się przyznać odrazu, że jest kontenta z małżonka?...
— Ależ mamo, nie mogę być przecież kontenta, czy niekontenta z męża, póki nie wiem, kto właściwie stara się o moją rękę — odpowiedziała Teresa, wlepiając płonący wzrok w matkę.
— Co... póki nie wiem, kto stara się o moją rękę?... — powtórzyła —z przekąsem obrażana Helvira. — Co za bezczelność! Słyszałeś, Achillesie?...
— Zdaje mi się, Tereso, przemówił bankier, pozując na wyrozumiałość — że używasz wyrazów nieco niewłaściwych. Skoro chcemy cię wydać za mąż, to projekt nasz musi być dogodny i dla nas i dla ciebie i nie może być mowy o jakichś zastrzeżeniach.
— Ależ przecież jest konieczne, abym znała osobę mego przyszłego męża i aby ten mąż mi się podobał! — przemówiła Teresa stanowczym głosem.
Państwo Dunoyer osłupieli — spojrzeli po sobie, wzruszając ramionami.
— Ależ to śmiechu godne, ha-ha-ha! — wrzasnęła po chwili pani Helvira — Zapewne zachciało się panience małżeństwa z miłości!
Pan Achilles znowu wystąpił w roli medjatora:
— No, no, uspokój się, Helviro, bądź spokojna... Zobaczysz, Tereso, że upatrzony przez nas kandydat równie będzie odpowiadał twoim pragnieniom i wymaganiom, jak naszym... jest to młody człowiek, bogaty, światły, ze szlachetnego rycerskiego rodu...