Strona:PL Sue - Czarny miesiąc.djvu/307

Ta strona została przepisana.

wyraźnie wielki tumult na schodach; wśród hałasu wypróżnił się donośny, energiczny głos pana. Achillesa Dunoyer:
— Otwórz, panie de Montal, otwórz, bo każę drzwi wyważyć!
Harmider podwoił się.
— Żadnego wyjścia, żadnej ucieczki! — lamentował hrabią, biegając, jak opętany.
— Edwardzie, ratuj mnie, ratuj! — wołała, nieszczęśliwa Teresa, czołgając, się przed kochankiem na kolanach.
— Panowie, biorę was na świadków — zagrzmiał znowu pan Achilles — że pan de Montal zamknięty jest ze swą kochanką, panną Teresą, zamieszkałą w mym domu, że nie chce mi otworzyć, wobec czego przysługuje mi prawo wyłamania drzwi. Józefie pchnij mocno!
— Tak, tak... pchnij mocno!... — powtórzył cały chór głosów, pomięszanych ze śmiechem.
Potężne uderzenie zachwiało drzwiami. Teresa pojęła, że czeka ją hańba publiczna, nad którą śmierć wołałaby.
Jednym skokiem znalazła się przy oknie, otworzyła je i byłaby wyskoczyła, lecz pan de Montal zdążył ją powstrzymać.
W tejże chwili drzwi rozwarły się narozcieź...
Na schodach tłoczył się cały tłum lokatorów, i służących, ściągniętych hałasem. Pan Achilles dążył do wywołania skandalu jaknajbardziej publicznego.
— Panowie! — zawołał teraz z triumfującą radością, odwracając się ku ludziom i wskazując na Teresę, bladą, prawie zemdloną na rękach pana de Montal; panowie, jesteście świadkami, że ta... była zamknięta ze swym kochankiem... jak powiedziałem... lecz zaraz ujrzycie coś weselszego jeszcze... Natychmiast przepędzę z domu tę szelmę!... Panowie, zaczekajcie, jeżeli jesteście ciekawi, tylko słów kilku z panem de Montal.
Odpowiedziały mu nowe krzyki i śmiechy. Na wieść