powiedziała mu, że panna Teresa, czając się trochę niedobrze, pozostała w swym pokoju na górze.
Bankier zaczaił się na drągiem piętrze klatki schodowej — po chwili usłyszał, jak Teresa otwiera drzwi i idzie na górę. Natychmiast narobił straszliwego hałasu; pani Helviry na szczęście nie było iw domu, lecz i bez niej zrobił się skandal dostateczny.
Autorem tego anonima był... de Montal! Cel tego zniesławienia Teresy był bardzo prosty: para de Montal chciał w ten sposób zmusić bankiera, któryby przyłapał go z jego córką, do przystania, na natychmiastowe ich małżeństwo.
Nienawiść pana Dunoyer do tej dziewczyny zdawała się służyć hrabiemu nawet ponad jego życzenia i rachuby — spodziewał się wpadnięcia rodziców swej kochanki — tymczasem ujrzał widowisko dla całej ulicy, po którem Teresa mogła zostać tylko jego żoną.
— Proszę pana — rzekł do bankiera, tonem żalu i szczerości — jestem winien... czuję, jak słuszne jest twoje oburzenie, lecz pod wpływem miłości ku twej córce — — —
Pan Achilles Dunoyer parsknął ironicznym, złośliwym śmiechem.
— Winien! Cóż dalej?... Ależ pan jest równie mało winien, jak ja mało oburzony. Przeciwnie, wyrządziłeś mi pan wielką przysługę, jestem kontent i głęboko, mnie to cieszy!
Pan de Montal spojrzał na lichwiarza ze zdziwieniem — spodziewał się gwałtownych, gorzkich wyrzutów, a tymczasem wydawało się, że ojciec uwiedzionej nic sobie z tego nie robi.
Teresa patrzyła na „ojca“ z niemniejszem osłupieniem.
— A więc mi pan przebacza? — przerwał ciszę de Montal.
— Ależ poco — czyż ja oskarżam pana o co, czy co? Uwiodłeś pannę Teresę, mój kochany panie, no i dobrze...
Strona:PL Sue - Czarny miesiąc.djvu/309
Ta strona została przepisana.