w tych sukniach, zupełnie przemoczonych... Co za straszny deszcz!...
Po kilku jeszcze chwilach posępnego milczenia, Ewin ocknął się wreszcie i rzekł, jakby sam siebie chciał uspokoić:
— Jeżeli listopad nazywają miesiącem czarnym, to maj nazywają miesiącem kwiatów... Trzeba mieć kapuścianą głowę, żeby się tak lękać... Czyż nie wyszedłem cały z największego niebezpieczeństwa?.. Jeżeli Mor-Nader jest warjatem i to kiepskim, to jeszcze z tego nie wynika, żeby miał być czarnoksiężnikiem... Dalej, Anno-Joanno, daj mi wieczerzę — dodał po chwili, prawie zupełnie już ochłonąwszy ze wzruszenia — a potem jeszcze mi przyszykuj trzy czary wina grzanego — wypiję z tobą i z Les-en-Goch‘em.
— Wypijemy za twoje zdrowie i szczęśliwy powrót, jaśnie wielmożny baronie! — ucieszył się szczerze bretończyk.
— Ale też w takim czasie puszczać się na morze! Na morze... i to jeszcze z tym Mor-Naderem... Najświętsza Panienko z Falgoat! — lamentowała jeszcze Anna-Joanna, krzątając się nad przygotowaniem wieczerzy.
Nazwisko sternika przykre wywarło na Ewinie wrażenie; twarz jego zasępiła się na nowo, ale silił się na wesołość.
— Przeciwnie, moja kochana, na morzu zawsze lepiej z czarownikiem, który powiada, że go z burzą djabli swatają. Przyznam zresztą, że dziś pani burza niezbyt łaskawie potraktowała swego oblubieńca, skoro go wygrzmociła do krwi.
— Aż do krwi, panie baronie?
— Alboż nie zauważyłeś śladów na moich spodniach... to właśnie...
— Tak, panie.
— Widzisz, Les-en-Goch; maszt nam się złamał, a kiedyśmy chcieli podnieść go, ogromny bałwan uderzył w łódź;
Strona:PL Sue - Czarny miesiąc.djvu/31
Ta strona została przepisana.