Strona:PL Sue - Czarny miesiąc.djvu/313

Ta strona została przepisana.

się o jej prowadzeniu się, zmuszony jestem publicznie stwierdzić, że nie ma ona żadnych praw do mego majątku... ponadto zaś pobyt jej w moim domu, obok mojej rzeczywistej córki, Klementyny, niemożliwym. Teraz, mój panie, mało mnie obchodzi, czy ją zaślubisz, czy nie — jeżeli ją zaślubisz, będzie najnieszczęśliwszą w świecie, jeżeli nie umrze z nędzy i rozpaczy, albo też wejdzie na drogę, ¡dostępną dla każdej młodej, ładniej i niezbyt zważającej na moralność młodej dziewczyny.
— Ależ, panie... mówisz pan rzeczy... okropne! — zawołał pan de Montal.
— Rzeczywiście! — uśmiechnął się szyderczo bankier. — A czy to nie okropne mieć wciąż w ¡omu przed oczyma dziecko nie swoje... mieć wciąż przed oczyma żywe wspomnienie swej hańby?... Pan myślisz, że ja, to wcale nie cierpiałem?
— Czyż ja mam być odpowiedzialna za swoje urodzenie? — spytała z boleścią Teresa.
— A co to ma do rzeczy? Czy masz być, czy nie, to ja miałem być obowiązany karmić cię i latami ukrywać swój wstręt do ciebie.
— Ależ dlaczego nie porzuciłeś mnie odrazu? — zalewała się łzami Teresa.
— Miałem swoje powody do tego... teraz atoli, swojem prowadzeniem się, sama ułatwiasz mi pozbycie się ciebie — przecież, dzięki Bogu, nikt mi nie powie, że źle uczyniłem, przepędzając z domu taką ladacznicę, choćby była moją córką rodzoną. Przecież i ja i twoja matka od siedemnastu lat czekaliśmy na chwilę, w której będzie się można ciebie pozbyć. Oczywiście, objawienie światu prawdziwego twego narodzenia i utrata mego nazwiska, będzie związane z pewnym wstydem dla twej matki, ale moja żona sama jest do tego przygotowana i uważa to za zupełnie słuszną karę za swój błąd.
— Więc moja matka także!... — zawołała Teresa z rozpaczą.