noyer, blada i wychudła okropnie; do łona przyciskała dziecię, które własną piersią chciała ogrzewać, bo zimno było straszliwe.
Augusta aż ręce załamała.
— Och, Najświętsza Panienko! — zawołała. — W samą porę przybyłam — przecież ta biedna pani zemdlała z głodu, chłodu i nędzy. Co za posłanie, Boże, zlituj się — siennik, a za całą kołdrę służy jakiś szal... Co za nędza, co za nędza — toż to buda dla psa, nie dla ludzi! No, trzeba zawołać Piotra!
Gdy wreszcie Piotr nadszedł, Augusta odebrała z rąk matki małe dzieciątko, conajwyżej trzymiesięczne.
— Co chcesz? — spytał Piotr, stając w odrapanych drzwiach.
— Prędzej, prędzej, mój drogi — przynieś octu, wody, drzewa, bo biedaczka bardzo słaba.
Piotr oddalił się.
— Cud doprawdy mnie tu zesłał... byłaby chyba umarła, razem z dzieckiem!... — mówiła do siebie Augusta. — Biedna dziecina, nawet nie płacze... jakie ma śliczne czarne oczy... i znamię nad lewą brwią... Biedna dziecina, jaka wychudła!... A jej matka... zimna, jak lód!... Ach, Piotr, jak on marudzi!... No, jest wreszcie!...
Rzeczywiście przybwał Piotr z dwiema małemi córeczkami, z których jedna dźwigała butelkę octu. Sam Piotr niósł wiązkę drzewa, którą pośpiesznie rozpalił w piecu.
— No, co... Czy już przychodzi do siebie? — zapytał żony.
— Trochę... Ale wróć do mieszkania, rozpal ogień i postaw wodę, żeby się zagotowała — jeżeli będę czego potrzebowała, to cię zawołam.
Piotr wyszedł.
W piecu zaczęło się palić, chociaż silnie dymiło. Augusta posadziła Teresę na łóżku, podtrzymując ją. Wreszcie pani Dunoyer zaczęła przychodzić do siebie.
Strona:PL Sue - Czarny miesiąc.djvu/323
Ta strona została przepisana.