— Czyżby umarł?!... — zawołała Teresa z przerażeniem, wyciągając wychudłe ręce ku Ewinowi.
— Nie umarł... nie... nawet nie znajdował się w żadnem niebezpieczeństwie...
— O czem się zatem pan dowiedział?... Dlaczego pian sądził, że albo umarłam, albo muszę być bardzo nieszczęśliwa, najnieszczęśliwszą z kobiet?... Mów, zaklinam się!
— Nie spodziewaj się już, pani, przybycia tu pana de Montal.
— Dlaczego?...
— Bo już go nie ujrzysz;...
— Co?...
— Tak, nigdy.
Teresa była zdumiona; wydawało się, że nie wierzy baronowi.
— Och, Boże — cóż się takiego mogło przytrafić? Ale gdzież on jest? Od sześciu miesięcy nie m!am o nim żadnej wiadomości... jednak oczekiwałam go zawsze i czekam dotąd.
— Niepodobna jej odsłonić wszystkiego — mówił do siebie Ewin de Ker-Elliot. — Już i tak jest zrozpaczona i mógłbym ją dobić...
— Zaklinam cię, panie, wyjaw mi wszystko, co wiesz... mów szczerze!... Teraz nic mnie już dotknąć nie zdoła, nic nie istnieje dla mnie, prócz mego dziecięcia... Nie można wyobrazić losu, straszliwszego, niż mój... Jeżeli mam jeszcze nadzieję, że zobaczę pana de Montal, to chyba taką, jaką może mieć konający, że jeszcze pożyje.
— I tej nadziei musi się pani wyrzec — powiedziałem — na zawsze.
— Więc umarł!... Pan ukrywasz przede mną jakąś tajemnicę... Ach, twoja chęć oszczędzania mnie jest dla mnie najokropniejszą!
— Nie umarł... przysięgam ci... ale stracony dla ciebie...
— Dla mnie?...
Strona:PL Sue - Czarny miesiąc.djvu/328
Ta strona została przepisana.