ślepiona, obłąkana, że nic nie widziałam... Więc on mnie dla niej opuścił...
— Niegodny ten wybór powinien panią do reszty przekonać o wartości tego człowieka. To małżeństwo jest tylko brudną tranzakcją handlową; temu człowiekowi tylko o jej pieniądze szło; przecież poprostu nie będzie mógł się z taką żoną nigdzie pokazać!
— No, ale to kobieta młoda i piękna!... — zawołała, nagle Teresa, jakby wahając się w swej opiji o Montalu, jakby usiłując jeszcze przypisać jego niewierność szlachetniejszym pobudkom.
— Ale zhańbiona — świat ją podeptał zasłużoną wzgardą! Przecież pierwszego męża doprowadziła właściwie do samobójstwa!
— To prawda... — a boleścią rzekła Teresa — prawda... Przebacz mi pan ten ostatni ślad zazdrości... teraz już będę miała odwagę spojrzeć na wszystko spokojnie... to tylko pierwszy cios był dla mnie tak bolesny... teraz będę umiała sobie wyperswadować... Przecież śmierć lepsza, niż długotrwałe konanie... czyż nie prawda?
I Teresa zapłakała znowu.
— Tak — potwierdził Ewin — lepsze zapomnienie, niż wieczny niepokój. Skoro nim pogardzisz, zapomnienie samo przyjdzie.
— Ale skąd się pan dowiedział o małżeństwie pana de Montal?
— Przed tygodniem przyjeżdża do mnie, do zamku ksiądz de Keonëllin, dawny mój nauczyciel; wchodzi z gazetą w ręce i mówi: wiesz, pan de Montal, twój krewny, ożenił się z wdową po markizie de Beauregard! Chwytam dziennik — i rzeczywiście, znajduję komunikat o tem z Neapolu... bo ślub wzięli aż tam, w kaplicy francuskiej ambasady. Aczkolwiek do mej pustelni rzadko kiedy dochodzą jakieś wieści z Paryża, wiedziałem, że pani, przed rokiem porzuciła dom ojca, aby towarzyszyć panu de Montal; do tej pory byłem przekonany, że zostałaś jego żoną
Strona:PL Sue - Czarny miesiąc.djvu/331
Ta strona została przepisana.