szczęśliwej, niewinnej istoty... Czyż nie zesłał mi dobrych ludzi na pomoc? — — —
— A po cóż ja przybyłem?...
— Istotnie, widzę...
— I nie może pani dostrzec?
— Tak, spostrzegam współczucie, jakie wzbudza nieszczęście...
— Tak, zapewne... współczucie, zainteresowanie, jakie wzbudza nieszczęście... chwilowa litość... nic więcej!... — zawołał pan de Ker-Elliot, uśmiechając się z goryczy.
— A czy pan de Montal nie mówił ci kiedy o pewnym portrecie?... — rzekł po chwili.
— O portrecie?... — zdziwiła się Teresa — Nic... nie wiem nawet, o co chodzi...
— Nic, nic... Może pani później o tem opowiem... teraz myślmy o przyszłości... jakie pani ma wogóle nadzieje, czego się pani spodziewa?... jak wogóle zdołała pani utrzymać się do tej chwili.
— Pracowałam i będę pracowała dalej.
— Pracować... pani... kobieta słaba, wycieńczona... Ach, poznaję już po wyglądzie pani, że oboje ucierpieliśmy wiele w tym roku...
— Oboje, powiada pan?
— Tak, bo i ja także wiele przecierpiałem — więcej może od pani.
— I dlaczego?
— I pani pyta mnie jeszcze, dlaczego?... Na pierwszą wiadomość o okropnym losie, jaki cię spotkał, przybyłem bez chwili wahania. Słusznie, nic jeszcze nie uczyniłem, abyś zmieniła opinję o mnie — pamiętam przecież, że wtedy posądzałaś mnie, że, starając się o twoją rękę, kieruję się jedynie poziomą chciwością. Wówczas nie znałaś mnie jeszcze...
— Tak, niestety...
— I nie obwiniam cię, pani, o to; byłem oczerniony i nie miałem nawet sposobności do oczyszczenia się z za-
Strona:PL Sue - Czarny miesiąc.djvu/334
Ta strona została przepisana.