smutniejszą jeszcze, niż wczoraj — widać było po jej twarzy, że większą część nocy płakała. Wiadomość o nikczemnym postępku pana de Montal i ostateczne upewnienie się, że ją niegodnie porzucił, musiało ją dotknąć straszliwie.
Pan de Ker-Elliot przyjrzał się jej i pokiwał głową.
— Nierozsądnie, nierozsądnie pani postępuje — rzekł.
— To prawda... gdybym nie myślała wciąż o mojej córeczce, nie wiem, do czego przywiodłaby mnie rozpacz.
— Czyżbyś więc jeszcze kochała tego człowieka?! — z boleścią zawołał Ewin.
— Niestety!...
— Nie czynię ci wyrzutów,, pani... Jakkolwiek okropna i nieszczęśliwa jest ta miłość, jakkolwiek obłąkaną się ona wydaje, mogę ją zrozumieć...
— Nie, ja tego człowieka nie kocham... tego nie można nazwać miłością, a raczej... Ale pozwól mi pan zacząć to opowiadanie, które ci przyrzekłam, a wtedy może pojmiesz wszystkie sprzeczne uczucia, jakie miotają mem nieszczęśliwem sercem.
— Słucham cię, pani, i ja będę równie szczery i opowiem ci o tem, co sam w tym czasie przeżyłem, a potem pomówimy o przyszłości. Rozważymy wszystko dokładnie i z przemyśleniem, a potem będziemy myśleli o twoim aniołku, czy dobrze, moja siostro?
Te ostatnie wyrazy: moja siostro, Ewin wymówił tak czule, z takim bezgranicznym szacunkiem, że Teresa, poruszona aż do łez, odpowiedziała mu:
—Tak, mój bracie, posłuchaj tedy długiej i przykrej spowiedzi...
Chwilkę zatrzymała, się, poczem zaczęła:
Nim przestąpiłam po raz ostatni przez próg domu pana Dunoyer, prosiłam, aby mi pozwolił po raz ostatni uściskać matkę i siostrę, lecz spotkałam się z gburowatą odmową. Poszłam za panem de Montal, no, bo gdzież iść miałam?... Z pomiędzy nielicznych krewnych żaden
Strona:PL Sue - Czarny miesiąc.djvu/342
Ta strona została przepisana.