zapewne nie udzieliliby mi schronienia; pozostawało mi więc jedynie pójść za człowiekiem, którego zresztą uważałam prawie za męża.
W pierwszej chwili, przyznam się, byłam tak samolubna, że nawet nie pomyślałam, że, przy jego ubóstwie, będę mu ciężarem, a przecież uprzedził minie o swem położeniu! Myślałam tylko o tem, że już jestem z nim połączenia na zawsze. Srogość pana Dunoyer, nieczułość rodzonej matki, uwalniały mnie od najlżejszych wyrzutów — domu, z którego nie wyniosłam ani jednego jasnego wspomnienia, nie żałowałam zupełnie. Na całej ziemi istniał dla mnie jeden de Montal; byłam młoda, odważna, przyszłość mnie nie trwożyła; kochałam go i byłam szczęśliwa. A on był ponury, smutny... całą drogę powtarzał mi, że mój los sprawia mu niepokój.
Znalazłszy się u niego, uczułam dziecinną radość i mimowolne rozczulenie: wszystko, co jego dotyczyło, wszystko, co mi dawało poznać jego przyzwyczajenia, zdawało mi się czemś nieocenionym; mieszanina nędzy i zbytku w jego mieszkaniu odrazu rzuciła mi się w oczy — ta walka wytworności z brakiem środków, wydała mi się jakimś przejawem godności osobistej.
A pan de Montal rzucił się na krzesło, ukrywając twarz w dłoniach; robił wrażenie człowieka, który stracił już wszystkie nadzieje. A ja przypisywałam ten smutek temu, że widział mnie w smutnem położeniu i nic nań zaradzić nie mógł. Gdybym wiedziała wówczas, że uważa mnie tylko za ciężar, gdybym przejrzała istotne powody jego rozpaczy, chybabym życie sobie odebrała; byłam jednak przekonania o jego głębokiej miłości, byłam przekonaną, że stanowię jedyny skarb jego życia.
— Skoro się pobierzemy — pocieszałam go — i kiedy świat się dowie — o okrutnem obejściu się mej rodziny ze mną, wzbudzimy żywe współczucie i będziemy mogli liczyć na pomoc życzliwych, zwłaszcza, że twoje zdolności są znane. A czy znowu tak wiele do szczęśliwego życia
Strona:PL Sue - Czarny miesiąc.djvu/343
Ta strona została przepisana.