Było to mieszkanko dwupokojowe, skromne i miłe, w domu spokojnym, dość oddalonym od centrum miasta; okna me wychodziły ma ogród. Ulica była prawie pusta cały dzień; wogóle to ciche ustronie bardzo mi się podobało. Dla oszczędności postanowiłam nie trzymać służącej, sprzątała mi zaś pokój żona portjera.
Przez kilka pierwszych nocy bałam się trochę samotności, ale bardzo prędko przyzwyczaiłam się.
Ślub mieliśmy zawrzeć bardzo prędko; czekaliśmy tylko na dopełnienie pewnych formalności; pan de Montal stale mi twierdził, że niecierpliwie na to czeka.
Zaczęło się dla mnie życie spokojne i szczęśliwe — och, tak, istotnie szczęśliwe — długo zachowam te dni w swej pamięci. Nie widywałam się z nikim; nie chcąc zaś być dla swego kochanka ciężarem, poczęłam haftować. Postarałam się o robotę i zarabiałam tyle, że wystarczało mi na całe utrzymanie. Pan de Montal pojawiał się u mnie prawnie codziennie — był smutniejszy, albo weselszy, zależnie od tęgo, jak mówił, jak się posuwała sprawa jego posady. Prócz tego mówił mi, że moje nieślubne urodzenie, dotychczas będące tajemnicą dla urzędników stanu cywilnego, wywołało teraz szereg komplikacyj, odwlekających nasz ślub. Wierząc mu bez chwili zwątpienia, pocieszałam go — wogóle wykazywałam więcej równowagi ducha, niż on. Bezwątpienia najprzykrzejszem dla mnie było, że nie mogłam żyć pod jednym dachem z ukochanym, znosiłam jednak wszystko z myślą o szczęśliwej, a niedalekiej już przyszłości.
Jedynemi dniami smutku były dla mnie te, w których nie widziałam de Montala, jednakże nie miałam do niego żalu, a przeciwnie, żałowałam go, przekonana, że rozłąka sprawia mu tyleż cierpienia, co mnie. W chwilach tych nawet energja do pracy słabła we mnie pod wpływem przejmującego smutku... Z jakąż radością atoli rzucałam się w jego objęcia nazajutrz!
Przez pierwszy miesiąc dnia takiego prawie nie było,
Strona:PL Sue - Czarny miesiąc.djvu/346
Ta strona została przepisana.