Strona:PL Sue - Czarny miesiąc.djvu/347

Ta strona została przepisana.

w następnym jednakże raz nie pokazywał się przez trzy czy cztery dni, i wtedy jednak nie czyniłam mu wyrzutów, będąc przekonana, że to starania o posadę i załatwianie formalności przedślubnych zabierają mu cały czas. Przytem był mniej niespokojny, weselszy, co i mnie dodawało otuchy. Zmianę tę przypisywałam pomyślnemu dlań obrotowi jego sprawy o posadę — on sam mówił mi, że jest pewny, że niezadługo zdoła mi zapewnić świetny byt — to też, w oczekiwaniu na to nadspodziewane szczęście, pracowałam ze zdwojoną gorliwością, przytem zaś, obawiałam się nieco, że przyszłość nasza zależy od jakiejś niepewnej protekcji.
W tym samym domu, co ja, mieszkał pewien bogaty księgarz z żoną; byli to bardzo zacni ludzie. Zapoznałam się z nimi dzięki sąsiedztwu, i zaproponowali mi korzystanie ze swych książek. Zauważywszy z doboru mej lektury, że władam angielskim, księgarz ten zaproponował mi, abym zaczęła dlań tłumaczyć modną angielską beletrystykę. Możesz pan sobie wyobrazić z jaką radością i wdzięcznością przyjęłam tę propozycję!
Zrywałam się ze snu już o świcie; w ciągu dnia przeważnie haftowałam; wolałam poświęcić temu zajęciu dzień, żeby wieczorami, czy nocami nie brudzić sobie oczu. Pan de Montal przychodził do mnie zwykle o drugiej po południu; największą radością dla mnie było, gdy mogłam go przyjmować; przed drugą ubierałam się skromnie, ale gustownie, co on szczególnie lubił.
Bawił u mnie zwykle kilka godzin; po jego wyjściu siedziałam przy hafcie aż do nocy. Wreszcie zapalałem lampę i, spożywszy skromny obiad, zabierałam się do tłumaczenia, co zabierało mi czas aż do północy. Obiad przynosiła mi żona portjera.
— Och, gdybyś pan wiedział, ile długich wieczorów zimowych przepędziłam sama... lecz stale zaprzątnięta pracą... melancholijna, ale nie smutna...