jakieś skromne stanowisko; wówczas, dodawszy do tego moje skromne zarobki, moglibyśmy żyć zupełnie przyzwoicie, zwłaszcza, że czyż tak wiele znowu potrzebujemy?
— On atoli odpowiadał mi stale, że nie chce, bym pracowała, że sam widok tego rani mu serce i że dlatego jedynie dziś godzi się na to, że sam żyje jaknajoszczędniej w oczekiwaniu na ową posadę. Nie śmiałam mu powiedzieć, że przecież starania o tę posadę kosztują tyle, że starczyłoby tego na życie w ciągu kilku miesięcy; cieszyłam się przecież, że sama mogę własną pracą opędzić wszystkie potrzeby.
Myśl, że nie jestem żadnym ciężarem dla pana de Montal, sił nowych mi dodawała.
— A od rodziców żadnych nie miałaś wiadomości?
— Żadnej, w pierwszym dniu przysłano mi do pana de Montal suknie, bieliznę i kilka drobiazgów, które niegdyś otrzymałam w podarunku.
— Nikczemnicy!
— Pan de Montal chciał wytoczyć memu rzekomemu ojcu sprawę o alimenty dla mnie, ale żadną miarą nie chciałam się na to zgodzić...
— Tak... — wyrzekł Ewin po kilku chwilach skupionego milczenia — musiała pani wtedy żyć szczęśliwie tem życiem pracy i miłości... sądzę, że wspomnienie tych chwil zawsze będzie dla pani miłem... ale i bolesnem zarazem.
— Tak... trudno to wysłowić i zrozumieć, ale to prawda... Gdybym była bogata i w niczem nie potrzebowałabym sobie odmawiać, mniej żywo zapewne odczuwałabym moje szczęście... ale w samotności moja miłość rosła... stała się też dla mnie takiem źródłem szlachetnej rozkoszy, jak każde poświęcenie — rozkoszy szlachetnej, jak obowiązek. Zdawało mi się, że tem życiem w samotności i pracy odpokutowuję za me przewinienia. Pracowałam gorliwie; mój księgarz był ze mnie zadowolony i płacił mi coraz więcej; po upływie trzech miesięcy mogłam dać panu de Montal piętnaście luidorów.
Strona:PL Sue - Czarny miesiąc.djvu/349
Ta strona została przepisana.