— Co? przyjął?...
— Na cóż miałam je chować, przytem miał przecież większe potrzeby, niż ja... A czyż mogłam przewidzieć, że kiedykolwiek będę żałowała tych pieniędzy... Ale dowiesz się pan jeszcze o wszystkiem... Mój Boże, przecież zasmucam pana tylko, mówiąc o swojem szczęściu...
— Bynajmniej... wiesz przecież, moja siostro, że powinienem wiedzieć o wszystkiem... mów, bo jeszcze musimy pomyśleć i o przyszłości... a przytem... wszak wspomnienie o minionem szczęściu, to jedyna dla ciebie pociecha...
— Och, tak... tylko te wspomnienia rozjaśniały nieco moje życie... Teraz jednak zbliżam się do chwili najokropniejszej... i tylko te szczęśliwe wspomnienia mogą mnie przygotować... dodać mi sił do postawienia sobie raz jeszcze przed oczy wspomnienia straszliwego ciosu...
Było to 25 marca tego roku... w środę... przypominam to sobie z przerażającą dokładnością... Pana de Montal nie widziałam już od ośmiu dni... pierwszy raz zdarzyło się, by się nie pojawił aż tak długo... Gdy wreszcie stanął we drzwiach, rzuciłam mu się na szyję, łzami zalana. — Płaczesz, Tereso? — zawołał wesoło — masz rację, bo powinnaś z radości aż płakać! Mam ci do zakomunikowania, że otrzymałem wyższe stanowisko w ambasadzie w Lizbonie[1], z 2000 franków pensji! Od dziś jesteśmy bogaci; zaraz dziś ogłoszę nasze zapowiedzi! Teraz już wiesz, dlaczego tek długo nie mogłem wpaść do ciebie?...
Nic łatwiejszego, niż puścić w niepamięć wszelkie cierpienia, gdy po nich szczęście następuje... W pierwszej chwili nie mogłam poprostu w to uwierzyć, lecz de Montal okazywał tak żywą radość, twarz jego jaśniała tekiem weselem, że wpadłam w szał prawdziwy.
— No i?...
— Kłamstwo... wszystko kłamstwo!... A czy wiesz pan,
- ↑ Stanowiska w ambasadach w Lizbonie zawsze liczyły się do najniższych stopni w hierarchji dyplomatycznej.