co go wprowadziło w tak radosny nastrój?... Jakże zapóźno o tem się dowiedziałam! — oto wtedy dopiero upewnił się, że... markiza de Beauregard go kocha!
— Co??... Więc wtedy już był z nią w kontakcie?...
— Widywał się z nią codziennie... Skoro pan jest tak dobry, że słucha mnie pan bez zniecierpliwienia, pozwól pan, że opowiem o ostatniem, najstraszliwszem mem przeżyciu...
Dnia tego de Montal mówi mi: — Tereso, uczcijmy dzień, przełomowy w całem naszem życiu — oto mój zamiar: korzystając z prześlicznej pogody, chodźmy najpierw na spacer, potem zjemy obiad w restauracji, a wreszcie pójdziemy wieczorem do teatru.
— Wybacz pan, że opowiadam nawet o takich podrzędnych szczególikach — ciągnęła Teresa po chwili, — ale miło mi wspominać o tem, bo jakąż radość sprawiła mi owa propozycja! Wszystko zdawało się brać udział w uprzyjemnianiu mi tego dnia: słońce świeciło wspaniale i już poczynało się zielenić.
Chociaż okolice Paryża nie odznaczają się niczem szczególnem, czas był tak przyjemny i czułam się tak szczęśliwa, że wydawało mi się, że nigdy nie widziałam piękniejszych stron; odzyskałam swą dawną wesołość i bawiłam się, jak piętnastoletnia dziewczynka. Edward także był bardzo wesół. Zmęczeni powróciliśmy do miasta; zaczęłam się ubierać w najlepszą suknię, a Edward pojechał na chwilę do siebie, poczem powrócił, by mnie zabrać ze sobą. Obiad zjedliśmy w równie wyśmienitym nastroju; potem poszliśmy do teatru i wydawało mi się, że nigdy nie widziałam równie zajmującej sztuki. Wreszcie znalazłam się sama z Montalem i mogłam brać udział w jego ambitnych marzeniach. Stanowisko dyplomatyczne w Lizbonie miało być dlań szczeblem jedynie ku dalszym zaszczytom, wobec jego urodzenia, ogłady i stosunków towarzyskich wydawało mi się to zupełnie prawdopodobnem...
Cały ten dzień przeminął, jak piękny sen... Wreszcie,
Strona:PL Sue - Czarny miesiąc.djvu/351
Ta strona została przepisana.