podejrzeń... całe życie mając do czynienia z kobietami lekkich obyczajów, uważał i mnie za zdolną do skompromitowania go w oczach pani de Beauregard...
Nareszcie pobyt w Melun się zakończył. Gdy znowu zobaczyłam pana de Montal... w piętnaście dni po owej wiadomości o posadzie... byłam jeszcze szczęśliwsza... z jakąż radością, z jakąż dumą rzuciłam się w jego objęcia!... Poczułam, że będę matką!...
— I to nie poruszyło serca tego nikczemnika?
— Podzielał moją radość, a przynajmniej udawał to... jednocześnie jednak przyniósł mi smutną wiadomość: oto zaczynał się nowy kryzys gabinetowy i jego przyjaciel zmuszony był oddać przyrzeczoną mu posadę komu innemu, dla pozyskania silnego przeciwnika... Niestety... wyznaję... odrazu stanęła mi na myśli przyszłość naszego dziecięcia i, choć dotąd prawie obojętnie traktowałam plany Montala, teraz poczynałam żałować tego stanowiska, które mogło nam byt zapewnić...
Od tej chwili zaczyna się najstraszliwszy okres mego życia... Z de Montalem nie widziałam się znowu cały tydzień. Dwa razy pisałam do niego, do jego paryskiego mieszkania, ale nie otrzymałam odpowiedzi; wreszcie przybył, ale po raz pierwszy dostrzegłam w jego odnoszeniu się do mnie pewną obojętność. Ośmieliłam się przypomnieć mu, że przecież termin naszego ślubu już minął; wówczas zapytał mnie dość oschle, Czy mu ufam, czy nie.
— Ależ zapowiedzi już ogłoszone! — tłumaczyłam się.
— No, to jeszcze nie wystarcza — odpowiedział tym samym tonem. — Twoje nieślubne pochodzenie dotychczas ukrywane, wytwarza niezliczoną ilość przeszkód, mam nie małe trudności z lich pokonaniem, jestem zaambarasowany, więc mnie nie nudź pytaniami.
Wszystko to przykro brzmiało w mych uszach; przemknęło mi się nagle przez myśl, że gdyby pan de Montal mnie zwodził, to i moje dziecię będzie kiedyś pokutowało za swe urodzenie... Jednakże otrząsnęłam się prędko z tych
Strona:PL Sue - Czarny miesiąc.djvu/353
Ta strona została przepisana.