— Należało się tego spodziewać... — mruknął baron z odrazą. — Ale czemuż tego wcześniej nie zrobił, po cóż cała ta podła komedja?
— Widocznie bał się kompromitacji... Wtedy był w wyjątkowo złym humorze i zdradził się po raz pierwszy... i..
Teresa nagle urwała.
— Wahasz się?... Tereso, musiał ci powiedzieć coś okropnego...
— Tak... ale nie... nie będę ukrywać niczego, nie mam obowiązku utrzymywania jego podłości w tajemnicy... Powiedział mi wprost... że, gdy przyrzekał, że się ze mną ożeni, sądził, że ma do czynienia z córką pana Dunoyer, a nie z bękartem i, wypędkiem...
— Mów pani dalej — Ewin silił się na spokój. — Zgoła mnie to nie zadziwia.
— To już mnie oburzyło... No, ale cóż miałam czynić? Los mój, a raczej los mego biednego dziecięcia, leżał całkowicie w jego ręku... Poniżyłam się aż do płaczu... błagałam go, aż zmiękł nieco i powiedział, że nie zmienia postanowienia zaślubienia mnie, ale nie może wyznaczyć ścisłego terminu... i że będzie to zawisłe od mej uległości... Kiedy zapytałam go, z płaczem, kiedy znowu będę go mogła widzieć, uniósł się znowu... odpowiedział, że, jak on sam sobie będzie tego życzył i kazał mi czekać. Pożegnałam go...
— A nie pytał, czy masz jakie środki ido życia?
— Nie przyzwyczaiłam go do tego. Aż dotąd utrzymywałam się przecież własną pracą.
— A z czego żył sam?
— Kiedy opuszczałam dom państwa Dunoyer, miał jeszcze koło sześciu tysięcy franków... prócz tego, pan Dunoyer przypomniał mu, że mu pożyczył dwieście luidorów. Prosiłam go, aby ten dług oddał, ale jak postąpił.. nie wiem...
— Wybacz mi pan, że przytoczę pewne szczegóły, drobne, ale ciekawe... A zatem... znowu przez trzy tygodnie
Strona:PL Sue - Czarny miesiąc.djvu/356
Ta strona została przepisana.