— Prawda, ale nie posądzałam pana de Montal o taką podłość; raczej już miałam go za niestałego uwodzicie! i, niżbym posądzała go o podobne sprzedanie się. Ale panna Julja wyznała mi jeszcze, że pan de Montal z całym spokojem przyznał się jej, że uwiódł mnie jedynie w nadziei na wielki posag — po wypędzeniu mnie z domu pana Dunoyer zgoła wyleczył się a jakichkolwiek pragnień pożycia ze mną, a spotykał się ze mną jedynie przez litość... I jeszcze jedno... ale... wprost odwagi mi brakuje...
— No, mów, mów.
— Zdaje mi się, że sromota pana de Montal i mnie dotyka... wszak go kochałam... i zasługuję na pana pogardę... pogardzaj mną... ja teraz sama żałuję, że w jego miłość uwierzyłam... Niechże to będzie karą za wszystkie moje...
— Co zatem?
— Ta kobieta... panna Julja... z gniewem i obrzydzeniem zakomunikowała mi, że on... przed paru dniami... przyszedł do niej... i prosił... tak... błagał... mówił, że ciężko jestem chora... ja... że z tego powodu wyczerpał resztę swego majątku... i błagał, by mu pożyczyła tysiąc talarów, by jego dziecię... i ja nie cierpieliśmy nędzy... a wiesz, że to osoba bogata...
— Co za plugawiec!... — wykrzyknął pan de Ker-Elliot, poprostu z trudem uszom wierząc. Wstydził się za swego krewniaka.
— Pan de Montal tak zręcznie udawał rozpacz... tak wymownemi słowami malował moją sytuację, że wzruszył serce mojej rywalki i nie oparła się jego prośbie...
— Co za upodlenie... trudno uwierzyć poprostu... szczęście doprawdy, że twe opowiadanie ma się już ku końcowi...
— W rzeczywistości... pieniądze, które pożyczył dla mnie... zużył na... podróż do pani de Beauregard! Tak, wierzę pannie Julji najzupełniej!
— Przynajmniej tak mi ona wytłumaczyła... Zupełne
Strona:PL Sue - Czarny miesiąc.djvu/359
Ta strona została przepisana.