— Los-en-Goch, doprawdy, zbyt już jesteś niesprawiedliwy!
— Niesprawiedliwy!?... — Sama powiedz — czyś kiedykolwiek, w najgorszych nawet czasach widziała by pen-kan-ger był tak straszliwie przygnębiony?
— Niestety, nie.
— Czyż nawet przed dwoma laty, kiedy powrócił z Paryża, czyż wtedy nawet był pogrążony w takiej rozpaczy?
— Nie.
— Widzisz więc — powiadam ci, że ta kobieta jest jego złym duchem. Niedawno, któregoś wieczoru, poszedłem prosić pen-kan-ger‘a na ¡wieczerzę — i gdzież go znalazłem? Drżę na samo wspomnienie o tem... stał na szczycie wieży i patrzył na morze. Wiatr huczał straszliwie — od czasu do czasu księżyc wyglądał z za chmur i wtedy w jego promieniach mogłem dostrzec przy pen-kan-ger‘ze jego żonę — patrzyli oboje w otchłań, schyleni, jakby mieli w nią się rzucić... Tak, to jest jego zły duch!
— Ach, biada, biada! — jęknęła mamka, ukrywając znowu twarz w dłoniach.
— Tak, biada, biada... ale zwłaszcza biada tej kobiecie, jeżeli kiedy..
— Les-en-Goch, uspokój się — zawsze to żona naszego barona. Ale, kiedy ¡zobaczyłeś pen-kan-ger’a na wieży, czy z nim mówiłeś?
— Nie śmiałem się odezwać, żeby nie spadł — czekałem. Zdaleka odezwał się jakiś ponury jęk — wtedy żona pen-kan-ger‘a drgnęła; kiedy się odwróciła, widziałem, że oboje płakali.
— Niestety, to prawda, że bardzo często płaczą. Onegdaj¡chociażby...
— Co, widziałaś ich? A w czasie wieczerzy jakże zawsze są milczący, jakże smutny wzrok mają oboje! Ach, powiadam ci, powiadam — blada kobieta zaczarowała pen-kan-ger‘a... nawet wielebnego rektora złudziło to widzia-
Strona:PL Sue - Czarny miesiąc.djvu/369
Ta strona została przepisana.