W tejże Chwili drzwi otworzyły się znowu i do kuchni wszedł ksiądz de Keronëllen; na widok starego czarownika oczy zapłonęły mu gniewem. Gwałtownie ruszył ku Mor-Nader‘owi, wziął go za kołnierz i wypchnął z kuchni, mówiąc z gniewu:
— Ach, błaźnie jeden, skoro wiesz, co było i będzie, to dobrze; co do przeszłości, to chyba pamiętasz, co ci obiecałem, a na teraz... będziesz się miał z pyszna, jak, sobie kiedy przypomnę jeszcze, swe dragońskie czasy.
Mor-Nader zsiniał od wściekłości, oczy jego biegały na wszystkie strony, lecz oporu nie stawiał,’uśmiechał się tylko jak obłąkany.
Chwilę stał bez ruchu, wreszcie wzniósł ręce do góry, jakby wyklinał księdza, szeptał jakieś zaklęcia; wreszcie wyciągnąwszy z za pazuchy jakiś mały woreczek płócienny, rzucił go ma próg kuchni.
Te gusła do reszty wyprowadziły plebana z równowagi.
— Hultaju zatracony, daj pokój tym bzdurom, bo źle będzie.
Rybak zdawał się nie słyszeć.
— Po raz ostatni cię dziś tu widzę; jeżeli się tu jeszcze kiedy pokażesz, to napiszę do prokuratora królewskiego, że oszukuje moich parafjan rzekomemu czarami, a dobre kilka lat kryminału cię nie minie.
Lecz Mor-Nader spokojnie kończył swe praktyki i rzuciwszy swój woreczek pod nogi księdza, zawołał grzmiącym głosem:
— Klecho, oto jest oko kormorana i serce jaszczurki!!
— Co, łotrze, to jeszcze śmiesz gadać o tych błazeństwach? — ryknął rektor, podnosząc potężną łaskę, z którą się nie rozstawał — strzeż się zapoznać z tą laseczką!
A sternik zawołał, jakby rzucając przekleństwo na dom cały:
— Jutro grabarz stary będzie biegał z dzwonkiem w ręku!... Będzie biegał i rozgłaszał wiadomość o śmierci...
Mor-Nader wygłosił swe zaklęcia z wyrazem takiego
Strona:PL Sue - Czarny miesiąc.djvu/373
Ta strona została przepisana.