— No, uspokój się, mój przyjacielu — uśmiechnął się Ewin. — Czas to najlepszy lekarz i on tylko mnie powoli wyleczy.
— Daj Panie Boże!... Ale ten smutek, który cię zabija w oczach... smutek, którego przyczyny dociec nie mogę... czyby nań nie można było znaleźć lekarstwa... naprzykład, czyby podróż cię nie rozerwała? Wierzaj mi, najlepiej będzie, jeżeli wyjedziecie stąd na pewien czas.
Ewin smutnie potrząsnął głową.
— Może zmiana miejsca będzie dla was lekarstwem... przytem klimat tutejszy może jej szkodzi... Jedźcie na[południe naprzykład...
— Na co, mój przyjacielu? Jeżeli, jak się domyślasz, cierpienia mnie gryzą, to czyż one nie pojadą wraz ze mną? Co mi pomógł ten wyjazd do Paryża przed dwoma laty?
— A więc przyznajesz się, że cierpisz, drogi mój przyjacielu?
— Przyznaję, że istotnie robię wrażenie bardzo smutnego.
— Ale cóż jest przyczyną tego smutku?... Panna Dunoyer zaślubiła cię, o tym twoim kuzynie zapomniała zupełnie. Jest to kobieta o najszlachetniejszych przymiotach, dąuła dla ciebie, wszyscy ją kochają i poważają ma równi z tobą — i zasłużenie. A przecież i ona zdaje się być trawiona jeszcze głębszą męką i rozpaczą.
— No, śmierć dziecięcia okropnym dla niej była ciosem. Smutek matki często bywa wieczny, ja zaś cierpię, bo podzielam jej cierpienia. Oto, mój drogi, i wszystko; twoja przyjaźń zbyt się już przejmuje. Powoli to minie, przecież od kilku dni jestem weselszy i spokojniejszy, a i Teresa wraz ze mną. Onegdaj, gdyś był u nas, zastałeś nas w nastroju prawie wesołym.
— I ta wesołość najbardziej mnie zatrwożyła, Ewinie... Tak, ta wasza wesołość właśnie skłoniła mnie do udania się do ciebie.
Strona:PL Sue - Czarny miesiąc.djvu/380
Ta strona została przepisana.