zupełnie okropnemi warunkami, w jakich cały rok żyła, mnie znowu ta wojna dobrze sił nadszarpnęła. No, ale oboje młodzi jesteśmy i powoli przezwyciężymy tę melancholję... teraz istotnie zanadto już dajemy się jej opanować... wreszcie przecież wszystko będzie dobrze... Wierzaj mi, mój przyjacielu, przecież nic przed tobą nie ukrywam, przecież jesteś dla mnie drugim ojcem. No, a co do wpływu czarnego miesiąca — dodał Ewin z uśmiechem — to doprawdy nie godzi się, abyś był taki ésprit fort[1] miał się lękać feralnych dat i miesięcy. Czyż się godzi, aby człowiek tak pogrążony w zabobonach jak ja, miał ci powtarzać własne twe słowa: dlaczegóż listopad ma być gorszy od maja? Jeżeli jesienią liście opadają, to na wiosnę znów puszczą. Bądź więc spokojny, mój księże, dużo jeszcze czarnych miesięcy spędzimy ze sobą; przyznam ci się, że nieraz jeszcze i mnie i mojej żonie będziesz przyganiał, że się smucimy bez powodu. Alle o co ci chodzi?... Przecież samo nasze upodobanie do samotności nadało naszemu charakterowi piętno pewnego smutku.
Ksiądz de Keronëllen spojrzał ma pana de Ker-Elliot z pewnem powątpiewaniem i rzekł, ocierając załzawione oczy:
— Sercem całem chcę ci wierzyć, mój drogi, tak, chcę ci wierzyć... może i masz słuszność, że moje obawy są płonne... A jednak... jakieś smutnie przeczucie mnie dręczy... i to kręcenie się dokoła ciebie Mor-Nader‘a... Ale, Bogu dzięki, mam już swój zamiar... od jutra już ten hultaj nie będzie mi głowy klekotał... Ach, co za gapa ze mnie!... Przed samym wyjazdem z plebanji otrzymałem list od jednego z mych przyjaciół, adwokata z Remes, który mi donosi, że interesy twego miłego teścia, pana Dunoyer, wkłają się coraz bardziej; mówią, że ma być
- ↑ Dosł: „silny umysł“ — wolnomyślny, gardzący wszelkiemi przesądami.