— Powróci... napwno powróci... wszak to już koniec czarnego miesiąca...
— Przepowiedział straszliwą burzę... ale czy ta burza będzie trwać aż do jutra?... — mówiła młoda kobieta, wciąż pozostając w tej samej, stężałej pozycji.
— Nie sposób o tem wątpić, Tereso; burze w tych okolicach trwają po kilka dni. Czyż nie słyszysz, jaki straszliwy deszcz?
Ewin podniósł się; czas jakiś chodził po salonie; wreszcie zbliżył się do żony i rzekł jej stłumionym głosem:
— Jeżeli chcesz do kogo napisać, to teraz masz! jeszcze trochę czasu.
— No, wolę w nocy.
— Prawda... Co do mnie, to, żegnając się z księdzem de Kernëllen w głębi serca powiedziałem mu: żegnaj na zawsze...
— Jak daleko stąd morzem do Kergal?
— Dwie mile.
— A już dmie wiatr przeciwny?
— Tak... przy takim wietrze żaden sternik tam nie dotrze, nawet, jeżeli i nie brać pod uwagę... to zguba nieuchronna.
I znowu zaległo milczenie, przerwane z kolei przez pana de Ker-Elliot:
— Czyś się namyśliła, Tereso? — zapytał jakimś uroczystym tonem.
— Tak.
— Więc chcesz?
— Tak.
— Alboż to postanowienie nie jest wspólnem naszem postanowieniem|, przyjacielu drogi? Czyś ty pierwszy do niego doszedł, czy ja — trudno nawet określić... W każdym mazie tyś wpadł na myśl wybrania rocznicy naszego ślubu.
— Czy źle uczyniłem, Tereso?
Strona:PL Sue - Czarny miesiąc.djvu/386
Ta strona została przepisana.