Strona:PL Sue - Czarny miesiąc.djvu/389

Ta strona została przepisana.

cimy mu złem za złe i to da nam możność długiego życia, nadając mu na długie lata cel!
— Biedny Ewin! — odpowiedziała Teresa z łagodnym uśmiechem — to rola nie dla nas, nie dla nas... Niezręcznie wyglądalibyśmy, jako podobni mściciele...
Ewin zamyślił się.
— To prawda — odrzekł wreszcie — nie umiałbym być złym i żyć dla zła... Ale sprężyny mej duszy popękały i straciłem już dawno wszystkie nadzieje... I dlaczegóż mam ci to powtarzać raz jeszcze w tej uroczystej i strasznej godzinie; wszystkie moje nadzieje w tobie pokładałem, Tereso... i wszystkie je stopniowo straciłem!...
— I nie mogę mieć żalu do ciebie za te nadzieje, miałeś do nich prawo, i one płynęły z twej bezmiernej szlachetności. To ja, na nieszczęście, nie byłam ani chwili godna twego wzniosłego przywiązania. Powtórzę za tobą: na cóż miałabym ci to powtarzać raz jeszcze w tej uroczystej godzinie, wszak ani chwili nie kłamałam przed tobą. Mimo życia spokojnego, w wygodach, dostatkach i szacunku, jakie twej wspaniałomyślności zawdzięczam, w głębi serca nieraz żałowałam tych czasów... tych pięknych czasów, kiedy miłość opromieniała mi wstyd i nędzę... i pozwalała mi o nich zapominać.
— I nie będę ci o to czynił wyrzutów... Miłość ku temu człowiekowi zasługuje na litość... tak na głęboką litość...
— Och, duszo, duszo człowiecza!... — odezwał się po chwili głębokiego milczenia. — duszo ludzka, o, przepaści bezdenna, ileż w tobie niepojętego. Najgorętszem pragnieniem mem było wygładzić z twej duszy wspomnienie twego kata... pozyskać twą miłość... a jednak... gdybyś zdobyła się na zapomnienie go, mniej możebym ciebie szanował... tak... A teraz, ileż razy mówiłem sobie z rozpaczliwym podziwem: niestety, Teresa nigdy nie będzie mnie kochała!... I zaraz dodawałem z czcią bezgraniczną: to jedna z tych kobiet, które raz tylko kochają, które żyją i umierają jedną i tą samą miłością.