Strona:PL Sue - Czarny miesiąc.djvu/392

Ta strona została przepisana.

— A we mnie ta śmierć strzaskała ostatnie nadzieje — odrzekł Ewin.
— Jakto?
Ewin zawahał się.
— Tereso... wierz... — zaczął mówić powolniejszym głosem — o tej godzinie znajduję jakąś rozkosz w niezasłanianiu ani jednej rany mego serca... a to jedyna może rzeczy z którą nie zwierzyliśmy się sobie jeszcze...
— Och, tak... pamiętam, Ewinie... ale dlaczego wtedy straciłeś?...
— Widziałaś z jaką starannością czuwałem nad niemi aż ido ostatniego tchnienia?
— Widziałam.
— No więc?... Jakto, jeszcze nie rozumiesz?... Och, to było okropne!...
— Więc cóż?
— Jego zgon...
—Jego zgon?
Ewin umilkł, zawahał się znowu; wreszcie wyksztusił urywanym głosem; widać było z jaką mu to trudnością przychodziło:
— Życie tego dziecięcia było ostatnią nicią, wiążącą cię, z panem de Montal... Skoro ta nić została przecięta... rozumiesz?...
— Braknie ci sił do wyrzeczenia się płonnej nadziei?
— Niestety!...
— Tak... rozumiem cię, Ewinie...
Teresa zamyśliła się boleśnie; po chwili wyrzekła stłumionym głosem:
— A jednak... czy wiesz... z jaką radością dowiedziałabym się... o śmierci pana de Montal... Przyznaję się.
Ewin smutnie pokiwał głową.
— Czyż nie z westchnieniem ulgi rozstaje się z podobałem życiem?... Ach... co za okropność... widzieć, że fatalizm namiętności wciąż podsuwa najokropniejsze marzenia i pragnienia... podczas gdy jednocześnie jest się nie-