bacz mej słabości... spójrz, aż łzy mi trysnęły na wspomnienie pięknych, a jakże dawnych, jakże odległych chwili!
I Ewin łzy otarł.
— Wiesz, Ewinie, mam szczególne pragnienie... powtórz mi te słowa, tak tobie drogie... Wiesz, że lubię posępne legendy twej dzikiej krainy, jej pieśni...
— Co, rzeczywiście chcesz, bym opowiedział ci jakąś legendę?
— Protezę cię, to mnie rezerwie.
— Któżby pomyślał, Tereso, że w takiej godzinie legendy będą nas zajmowały... a przecież już jutro, po raz ostatni... Tak, masz słuszność, niechże to będzie naszem ostatniem pożegnaniem ze szczęściem... Więc dobrze, jutrzenka jeszcze daleko, więc mamy czas na to, a czuję potrzebę płaczu... tylko bądź pobłażliwa, Tereso — śpiewam licho, więc będę ją deklamował w twardym bretońskim języku, więc nie będzie tak poetyczną.
I Ewin począł wzruszonym głosem recytować smutną balladę — monolog młodej dziewczyny, sprzedanej staremu panu:
- Kiedy prałam bieliznę u rzeki, słyszałam, jako płakał nade mną kormoran, ptak śmierci:
- — Tina, Tina — mówił do mnie głosem człowieczym — alboż nie wiesz jeszcze, że cię sprzedano baronowi Ianicz?....
- — Matuchno, matuchno moja, zali to prawda, że mię stary Janicz kupił?
- — Nie wiem, córuchno, nie wiem: zapytaj o to tatusia.
- — Tatusiu, tatusiu, zali to być może, aby mnie stary Janicz kupił?
- — Nie wiem, córuchno, nie wiem: zapytaj o to brata.
- — Laumiec-u, bracie drogi, zali to prawda, że mię ten stary pan kupił?
- Tak — sprzedanaś baronowi i musisz poddać się
- Kiedy prałam bieliznę u rzeki, słyszałam, jako płakał nade mną kormoran, ptak śmierci: