Strona:PL Sue - Czarny miesiąc.djvu/54

Ta strona została przepisana.

brakować ci zaczyna!... Naucz się więc rozumu, a lepiej zrobisz!... — przerwał zafrasowany proboszcz, wielkiemu krokami przechadzając się po pokoju. — Rozumiałbym jeszcze, gdybym, ucząc go, nabijał mu głowę głupstwami, gdybym z nim czytywał romanse, albo zgoła jakie poezje... ale przecież uczyłem go tylko tego, co sam umiem: czytać, pisać, porządnie mówić po francusku, trochę arytmetyki, trochę historji i geografji, tyle, żeby wiedział przynajmniej, że Ludwik XIII nie był synem Ludwika XII, a Pekin leży nie w Turcji. Nawet łaciny prawie go nie nauczyłem, bo sam zmam jej tyle, że mi zaledwie do nabożeństwa wystarczy i nawet Wergilego zapomniałem... Wyszedł więc z mych rąk wesoły, silny, odważny, szczęśliwy, zdrów, jak ryba, potem bił się, jak wszyscy djabli, przez piętnaście miesięcy... A, do cholery!... ach, znowu ten przeklęty, dragoński narów!... któż mógł przewidzieć, że z tego dziecka wyrośnie jakiś zwarjowany marzyciel, zabobonny, jak najgłupszy wieśniak z Morbihan. No, Ewunie, skończ że te głupstwa!... Nazywają listopad czarnym miesiącem... no, bo, rzeczywiście, pogoda w nim fatalna, ale ostatecznie, dlaczego ma on być gorszy od reszty roku? Mało to ludzi djabli biorą, choćby i w samym maju? Ech, chodźmy lepiej, odwiedzimy twoich dzierżawców — poczciwi to ludzie, chociaż we łbach srodze mają przesądami pozawracane! Znajdziemy się w towarzystwie ludzi wesołych, szczęśliwych, śpiewających!
Poczciwy kapłan tem ostrzej perorował przeciwko przesądom, że sam nie był bardzo pewny słuszności.
— Przecież, mój kochany, jeżeli już dla kogo listopad jest rzeczywiście czarnym miesiącem, to dla biedaków, których nie stać na ogień w kominie i na łuczywo. A widzisz, nie przeszkadza im to być wesołymi. No, Ewinie, chodźmy — nie obrażaj Boga urojonemi cierpieniami. Powiedz mi jak ty się wogóle możesz uskarżać na cokolwiek, widząc tylu naprawdę nieszczęśliwych, którzy, wraz z żonami i dziećmi znoszą głód i zimno i wstając rano,