ludziom głowy czarami! Jeżeli nie zaprzestanie brykać, to wkońcu zwrócę się do prokuratora w Kemper i zobaczymy, czy nawet rząd tego jakobińskiego księcia[1] pozwoli na okpiwanie moich parafjan przez jakiegoś starego szarlatana! To mi Arnid[2].
— Słuchaj, mój drogi przyjacielu — jeżeli ten człowiek jest zły, to sam sobie najwięcej szkody przynosi; możliwe też, że to jakiś manjak, albo i zgoła opętany, ale w każdym razie nie oszust; przecież nigdy grosza od nikogo nie wyłudził, a jeżeli prorokuje, to za darmo... a przytem... przepowiednie jego sprawdzają się!...
— No, no, no! Jeżeli nie każę sobie płacić zgóry, to dlatego tylko, żeby to sobie później sowicie odbić! Oho, to wytrawny blagier, znam go, jak zły grosz! Co zaś do trafności przepowiedni, to niczego to nie dowodzi — przecież to zgoła, jakby szuler grał w cetno i licho — a przecież nikt go nie ma za proroka.
Ewin milczał przez chwilę, wreszcie zaczął, jakby sobie coś przypomniawszy: — Ale, mój przyjacielu uważaj właściwie powinienem był od tego zacząć — muszę ci opowiedzieć, co mi się przydarzyło podczas tej wczorajszej burzy.
Młodzieniec opowiedział o całej swej przygodzie z Mor-Naderem; opowiedział, jak świeżość morskiego powietrza skusiła go do przejażdżki, jak przywołał Mor-Nadera z czółnem, jak wiatr popędził ich daleko — i jak wreszcie, po wielu niebezpieczeństwach, z ogłuszonym sternikiem, leżącym na dnie łodzi, zdołał z trudem dotrzeć do Treff-Hartloy, nawpół przytomny, tak umysł jego rozdrażniony był dziwactwami Mor-Nadera..