Strona:PL Sue - Czarny miesiąc.djvu/64

Ta strona została przepisana.

zrozumiał potrzebę wyrwania się z tych dyszących zabobonami okolic, w których umysł jego ulegał poprostu zaćmieniu.
Żeby nie zachwiać się w postanowieniu wyjazdu, poprosił księdza, ażeby cały dzień zabawił na zamku, a nawet, żeby przenocował. Proboszcz zbyt pragnął szczęścia swego wychowanka, aby nie miał z radością przyjąć tego zaproszenia.
Całą resztę dnia pochłonęły przygotowania do podróży. — Anna-Joanna nieraz łzy ocierała, na myśl o nagłym odjeździe, może na długo, swego mab-meibrina, i o niebezpieczeństwach, jakie mogą mu grozić w Paryżu, który w jej oczach uchodził nieledwie za przedsionek piekła.
Les-en-Goch potrafił ukrywać swój smutek, niemniejszy przecie od smutku jego połowicy; przez cały dzień nie wypalił ani jednej fajki, co było u niego odznaką najgłębszego frasunku. Milczał bardziej jeszcze niż zwykle, nawet na pytanie i rozkazy swego pen-kan-ger‘a odpowiadał monosylabami.
Przez chwilę Ewin zamierzał wziąść tego wiernego sługę ze sobą, lecz wyperorował mu to proboszcz, tłumacząc, że z Les-en-Goch‘em miałby w Paryżu tylko ambaras, zwłaszcza, że stary bretończyk bardzo słabo mówił po francusku i za żadne skarby nie zmieniłby swego pięknego, lecz zbyt oryginalnego, narodowego stroju na liberję.
Nazajutrz o świcie, para fornalskich koni stała na dziedzińcu, zaprzężona do staroświeckiego ekwipażu, który czwartemu już z kolei pokoleniu baronów Ker-Elliot służył, wieśniak wgramolił się na kozioł i — po chwili Ewin opuścił Treff-Harfloy. Ksiądz Keronëllen towarzyszył konno swemu uczniowi do Ponit-Droix, miejscowości, skąd wyruszały pocztowe dyliżanse do Paryża.
Zbytecznem byłoby wspominać jeszcze o boleści Anny--