Strona:PL Sue - Czarny miesiąc.djvu/68

Ta strona została przepisana.

de Montal przedstawiały się gorzej, niż pokoik pierwszej lepszej paryskiej gryzetki.
Bywają ludzie, spędzający większą część życia w swojem gnieździe, którzy też kochają się w swym kącie i czasami przypominają owe dewotki, ubierające ulubioną kaplicę. Ludzie ci doznają ukrytego szczęścia, wiodąc życie spokojne i skromne, rozwijają w sobie przymioty ducha i smak estetyczny, jakie samotność rozwija w nich jeszcze.
Bywają prócz tego i ludzie, skrycie szczęśliwi, charaktery proste, ludzie pogrążeni w dumaniach, nieco może dzicy — ludzie tacy budzą w nas zwykle żywą sympatję, najzupełniej usprawiedliwioną łączącym się prawie zawsze z podobnem usposobieniem i szlachetnym charakterem.
Pan de Montal atoli nie należał ani do jednych, ani do drugich, ani wogóle do ludzi zdolnych do jakiegoś życia), nieobliczonego na zewnętrzny efekt; zresztą, mimo że przystroił swe pokoje zgodnie ze swym płaskim gustem, nie było dlań nic nieznośniejszego, niż pozostawanie w domu przez cały dzień, a choćby i jeden wieczór.
Dla ludzi podobnych, żyjących życiem zewnętrznem, hałaśliwem, pełnem bezmyślnego ruchu, całkowicie sprowadzającem się do wrażeń zewnętrznych, dom jest głuchą pustynią, jest najwyżej legowiskiem, do którego chronią się na noc, by ukrywać swe upokorzenie dumy, swą nienawiść, zazdrość i gorzkie łzy wzgardzonej miłości; na scenie życia wciąż czynni, do domu wnoszą jedynie gniew i zawiść, bo w domu dopiero odczuwają całą gorycz szyderczego uśmiechu.
Ponieważ ludzie tacy niezdolni są do szukania prawdziwego — szczęścia, więc wspomnienie ich zatartej pomyślności i fałszywych powodzeń nie może nadać wdzięku ich ustroniu, bo przecież wszelkie rozkosze rodzą się dla nich i umierają wśród huku biesiad.
Prawdziwe szczęście, przeciwnie, zawsze jest nieco