ukryte, nieco nawet samolubne; odsłania swoje wdzięki jedynie osobom rzeczywiście bliskim i drogim; dom takich ludzi stanowi święte schronienie; same nawet materjalne przedmioty zamieniają się na drogie pamiątki, na najdroższe skarby. Alboż przeżyte szczęście nic nie znaczy — alboż smutek nawet nie jest melancholijnem wspomnieniem miłej przeszłości?
Pan de Montal stanowił świetny okaz człowieka, pochłoniętego życiem zewnętrznem, to też do domu powracał prawie zawsze w usposobieniu kwaśnem, pełen zawistnego niezadowolenia. U siebie był zawsze sam ze sobą i musiał patrzeć w twarz zgoła niepowabnej rzeczywistości, tak różnej od jego aspiracyj.
Koniecznem jest jeszcze, dla całkowitego scharakteryzowania tej nieciekawej, lecz odgrywającej dużą rolę w naszej powieści, istoty dodanie kilku słów o jej dotychczasowych losach.
Hrabia Edward de Montal, w chwili gdy się nasza powieść zaczyna miał lat około trzydziestu; pochodził z rodziny bretońskiej, również starej i zacnej, jak rodzina Ewina de Ker-Eliot, którego ojciec był siostrzeńcem dziada hrabiego Edwarda. Ojciec tego ostatniego, ex-rucan, pogodził się atoli z Cesarstwem i doszedł do znacznych godności, które zachował i w czasach Restauracji[1]; umierając, pozostawił synowi znaczny majątek, przynoszący 25.000 franków rocznego dochodu; synalek atoli w ciągu pięciu, czy sześciu lat roztrwonił ten przyzwoity majątek na karty, uczty, dziewczęta i wyścigi konne.
Najszkodliwszą, zgoła nieuleczalną chorobą pana de Montal była próżność; większą część swojego mienia poświęcił, byle móc dorównać marnotrawstwem bogatszym od siebie.
Niema nic okropniejszego, a zarazem częstszego i zwyklejszego mad ten zawrót głowy, nad tę manję, pędzącą
- ↑ Tak nazywa się okres rządów Ludwika XVIII i Karola X (1815 — 1830).