szy od uprzedzeń kastowych, z któremi zwykle się łączą.
Jednakże tai posłuszna nędza, zamiast zadowolnić pana de Montal, rozjątrzała go jeszcze, właszcza, że wciąż stykał się z ludźmi, o wiele bogatszymi. Jak każdy człowiek próżny, był przekonany, że cały świat zajmuje się tylko nim i drżał ze wściekłości na samą myśl, że ktoś może żartować z jego upadku — i ta wściekłość podwajała w nim żądzę zrobienia nowego majątku, nietyle dla przyjemności używania go, ile dla zirytowania tych, co się z jego dzisiejszych nieszczęść i bankructwa, skrycie radowali.
Pewnego dnia kupił los loterji hamburskiej za luidora[1] i odrazu wygrał trzysta luidorów — to powodzenie uznał oczywiście za dowód, że Opatrzność czuwa nad nim i wiara jego w szczęśliwą przyszłość straciła wszelkie granice.
Od tej chwili pan de Montal nieustannie spodziewał się, że... a raczej, był przekonany niezbicie, że uda mu się zaślubić jaką bogatą pannę, albo wdowę: loża jego w operze była pozycją, z której stale wypuszczał pociski — znaczne koszty tej łoży uważał za kapitał, mający przynieść mu olbrzymi procent.
Minęło już osiemnaście miesięcy od jego, powrotu z Włoch — dziedziczki i wdowy jakoś się nie pojawiały, lecz wiara pana de Montal w swe szczęście zgoła nie słabła, zwłaszcza że dwie nowe okoliczności, chociaż pozbawione związku z jego matrymonjalnemi planami, zwane jednak szczęśliwe, dodały mu ducha, niby ów bilet loteryjny.
Jeden z dawnych przypadkowych znajomych pana de Montal, marny śmieszny adwokacina, nazwiskiem Roupi-Gobillon, dobił się poważnego znaczenia jako deputowany (później opowiemy, w jaki sposób); dumny zaś, że
- ↑ Luidor (louis d‘or) — złota moneta dwudziestofrankowa.