— Jesteś kochankiem Julji, ale nie trzeba z tem się kryć; przecież kochany hrabio, ty należysz jakby do naszej rodziny.
Uszczypliwe koncepty starego Ducanson‘a tem były nieznośniejsze dla pana de Montal, że nie mógł przecież domagać się satysfakcji od komedjanta i do tego starego — to też musiał wciąż znosić wymówki i łajania, czynione kochance.
Tymczasem upływały dni, tygodnie, miesiące, lata, a szczęśliwa gwiazda pana de Montbal zgoła jakoś się nie pojawiała. Chociaż miewał sposobność zetknięcia się z bogatemi pannami i wdowami, żadna przecież nie zwróciła nań uwagi; głośny stosunek jego ze znaną aktorką pogarszał jego sytuację na rynku matrymonjalnym. Aczkolwiek panna Julja nie powiększała jego wydatków, przecież ledwo miał z czego żyć; w najbliższym czasie zaś mógł się spodziewać kompletnej nędzy, w której pozostawało mu chyba przyjęcie pomocy pena Roupi-Gobillon’a, nie było zaś znów bardzo pewnem, czy do tego czasu znakomity polityk utrzyma swe wpływy.
Pewnego dnia pan de Montal począł nieco krytyczniej patrzeć na siwą szczęśliwą gwiazdę, której zgoła widać nie było; zrozumiał, że szybkim krokiem zbliża, się do niego niebyłe szczęśliwa gwiazda i posażna oblubienica, co bieda z nędzą. Wreszcie jednak zdobył się na myśl genjalną, wielce ponętną, zawołał tedy z zapałem:
— Cóż, za głupiec ze mnie! Przecież szczęście już rzuca mi pod nogi, jeżeli nie skarby, to przynajmniej spokojny i pewny byt! Julja ma przeszło sto tysięcy talarów, zarabia zaś rocznie przeszło pięćdziesiąt tysięcy franków — dlaczegóż nie miałbym się z nią ożenić?... Jeżeliby mnie powstrzymywał jakiś fałszywy wstyd, zasługuję naprawdę na zdechnięcie z głodu. Dziś znoszę wszystkie przykrości domowe, a żadnego z tego zysku nie mam! Dzisiaj... tak, nie kocham Julji, toleruję ją dlatego tylko, żeby mi jej
Strona:PL Sue - Czarny miesiąc.djvu/78
Ta strona została przepisana.