Zapoznawszy czytelników z duchową stroną pana hrabiego de Montal, musimy jeszcze zobrazować jego powierzchowność.
Był to mężczyzna średniego wzrostu, zgrabny i wysmukły — twarz miał napozór otwartą i szczerą; przyjrzawszy się atoli lepiej kilku zmarszczkom na jego białem czole, można było domyślić się odrazu, że myśli tego eleganta niezawsze były czyste. Wąskie, zaciśnięte usta zdradzały mocno fałszywy charakter; oczy jego, czarne i piękne, przybierały niekiedy wyraz robionej czułości, zwykle zaś były żywe i wesołe. Nos miał mały, nieco zadarty, nadający twarzy wyraz przebiegłości; rysy całej twarzy miał wogóle kształtne, zęby tylko miał nieładne — zepsute już, a przytem nierówne.
Krótko mówiąc, pan de Montal był paniczem bardzo szykownym, maniery prześliczne — całe jego zachowanie się zdradzało dobrze wychowanego i doświadczonego światowca. Czekając na pannę Julję, miał na sobie szlafrok z cienkiej materji jedwabnej, pantalony z czerwonej flaneli i tureckie pantofle. Niespokojnym krokiem przechadzał się po owym salonie, który już opisaliśmy, kiedy odezwał się dzwonek. Pan de Montal wzdrygnął się, zrobił ruch stanowczy i rzekł:
Strona:PL Sue - Czarny miesiąc.djvu/81
Ta strona została przepisana.
VII.
OŚWIADCZYNY.