gwiżdże sobie na nas i, rzeczywiście, trudno nie przyznać mu racji, bo, cokolwiek ci o tema mówię, to jakbym groch o ścianę rzucała...
— Ależ, moja droga Juljo...
Aktorka zirytowała się jeszcze bardziej; mówiła coraz głośniej:
— Tak, tak — już wiem, — słyszałam to nieraz... Chcesz mię znowu przekonywać, że Ducanson, to stary piernik i przecież nie można takiemu dziadydze świadków posyłać... A co mnie to obchodzi? — Stary ledwo łazi, ale zadużo sobie pozwala, rozzuchwalił się i jeżeli nawet ty nie chcesz mnie bronić, to któż ma go ukrócić?
— Ależ, zastanów — się, moja droga, cóż ja mam zrobić?... Sama przecież przyznajesz: Ducanson jest stary; jeżelibym poszedł i powiedział mu jakąś niegrzeczność, narażę się tylko na śmieszną scenę i nic nie wskóram.
— Zapewne, mój kochany paniczu, zatem mam być znieważana bezkarnie?
Hrabia się żachnął.
— Ależ nie mówię tego bynajmniej, moja droga Juljo, wiesz przecież, że zawsze stawałem w twej obronie, ile mogłem!...
— I masz o to do mnie pretensje?
— Bynajmniej, tylko bądź, proszę cię, sprawiedliwa wobec mnie.
— Alboż jestem niespnawiedliwa? Zdaje mi się, że skoro zostałam twoją kochanką, to dlatego, abyś mię bronił i abyś moich nieprzyjaciół traktował, jak swoich.
— Juljo, posłuchaj mnie...
— Gdybym chciała mieć kochanka, któryby mnie kochał dla samej przyjemności, miałabym dosyć elegantów do wyboru... ale ja nie potrzebowałam zimnych adoratorów, którzy nosa do teatru nie wetkną, którzy myślą, że wyświadczają mi wielką łaskę, wożąc mnie swym powozem i kupując mi fatałaszki i błyskotki. Dzięki Bogu, nie potrzebuję tego, co moje koleżanki uważają za zaszczyt
Strona:PL Sue - Czarny miesiąc.djvu/86
Ta strona została przepisana.